radzić. Dwie drogi ku temu stały otworem. Próbowano jednéj i drugiéj.
Jedna z tych dróg była dosyć łatwa, ale nie zawsze prowadziła do celu. Była to droga pogodzenia się z nowym porządkiem w kraju. Wtedy nie trudno było o zaszczyty i honory. Droga ta jednak nie wydała zaraz owocu. Dysharmonia w otaczającém społeczeństwie trwała daléj, a często nawet stawała się większą. Do pożądanego owocu potrzeba było najmniéj jednéj generacyi.
Druga droga praktykowana powszechnie, zmierzała głównie do podszywania się pod cudzy klejnot szlachecki. Byle tylko podobne nazwisko znaleść w Paprockim, to już była sprawa wygrana. Znaleźli się zręczni, nowożytni heraldycy, a nobilitacya byłego sługi dworskiego poszła gładko jak po maśle. Wtedy zazwyczaj wieszano herb olbrzymi nad bramą, i uczono się z całą starannością wszelkich nawyknieć i przywar rodowéj arystokracyi, które brano za istotne i jedyne zalety.
Trzecia droga była najlepsza i najprędzéj prowadziła do celu. Było nią mięszanie się z rodami staréj szlachty przez małżeństwa, przez co jedni drugim udzielali tego, czego jednym i drugim nawzajem brakowało. Jednym brakło fortuny, drugim czystéj krwi szlacheckiéj, a jedni i drudzy myśleli, że z takiemi brakami przyzwoicie żyć nie można!
Strona:Zacharjasiewicz - Milion na poddaszu.djvu/128
Ta strona została przepisana.