Rafaela, sprawiła nadzwyczajne wrażenie. Skombinowano natychmiast, że podkomorzyc już na ten milion rękę położył, bo nawet sam powiedział, że jest plenipotentem tego milionu i po nie do Londynu wyjeżdża. Inaczéj nie mógł zrobić, bo każdy na jego miejscu byłby to samo uczynił, jeźli jeszcze do tego mjlionu dostaje się aniołka Rafaela!
W zwiąsku z tem były owe kaczki i cebula, które miał nieść za dziwaczną szambelanową. Była w tem widoczna, chęć zaskarbienia łaski staréj dziwaczki. Dla prostéj grzeczności nigdyby tego nie był uczynił podkomorzyc. Jasno i dobitnie oznaczył tym faktem swoje zamiary, których nie można było niewiedzieć.
Również ten fakt z kaczkami i cebulą potwierdzał wieść, że szambelanowa istotnie ma milion. Inaczéj nie byłby podkomorzyc nigdy ani kaczki ani cebuli brał do rąk, gdyby o tym milionie nie miał oczywistych dowodów.
W takim stanie rzeczy był podkomorzyc dla skrycie bijących serc zupełnie straconym. Z boleścią odrywały się od niego sekretne marzenia, raniąc przy tem biedne serduszka. A wiadomo jest powszechnie, że serce zranione jest najniebezpieczniejsze i że najchciwiéj wtedy chwyta za to, co mu się w téj chwili nawinie...
Podkomorzyc sam nie wiedział, jakie dziwne zmiany frontu sprawiła jego fatalna nowina i jak z téj zmiany
Strona:Zacharjasiewicz - Milion na poddaszu.djvu/132
Ta strona została przepisana.