skorzystali jego znajomi. On chciał, tylko tą nowiną swoją, pozycyę w salonie ratować, a tymczasem sprawił nie tylko dla siebie, ale nawet i dla znajomych swoich wcale nową sytuacyę, o któréj przed chwilą żaden z nich nie myślał.
Najprzód panna Alina (na chrzcie otrzymała imię Katarzyna) córka zamożnego niegdyś dzierżawcy dóbr królewskich, a dzisiaj pana na Ostrochowie, który obecnie wydatkami nad swoją fortunę chciał się gwałtem wcisnąć, jak utrzymywał „do lepszego towarzystwa“, zbladła nieznacznie na tę wiadomość o milionie, bo maksymy jéj, któremi się kierowała, kazały jéj wierzyć, że podkomorzyc do tego miliona przystanie. Inaczéj nawet stać się nie mogło.
Dotąd jakoś panna Alina nie mogła trafić do serca podkomorzyca. Zbywało jéj na sposobności rozwinięcia przed nim całéj swéj potęgi. Obyczaj nie pozwalał jéj nastręczać się saméj, a podkomorzyc był ślepy na sygnały dawane z daleka.
W tym celu użyła pewnego, często praktykującego się wybiegu. Chciała trafić do niego przez przyjaciela.
Uważała, że największem, zaufaniem swojem zaszczyca podkomorzyc Hektora. Tego starała się najprzód przyciągnąć do siebie, aby przez niego dojść do podkomorzyca. Hektor był łatwiejszy i na pierwszy sygnał stawił się przy niéj.
Strona:Zacharjasiewicz - Milion na poddaszu.djvu/133
Ta strona została przepisana.