szula ciała. Alina mogła mieć trzy, czterykroć, a ta bagatelka byłaby jemu bardzo na rękę. Dla tego nie tylko, że przyjacielowi nic o téj adoracyi nie powiedział, ale nawet często pannę Alinę w świetle dosyć nie korzystnem przedstawił, o ile względy na możliwą przyszłość na to zezwalały.
Alinie więc z całego tego fortelu nic innego nie pozostało, jak tylko to, że rozmawiając często z Hektorem o podkomorzycu, wiedziała bardzo wiele zresztą obojętnych o nim rzeczy, co dostarczało jéj wątku do rozmowy, jeżeli go gdzie uchwycić mogła. Było i to coś, z czego sprytniejsza kobieta mogłaby może więcéj wysnuć, niżeli to uczynić potrafiła Alina.
To jéj jednak wcale nie zrażało i z wytrwałością godną lepszéj sprawy, wyczekiwała z dnia na dzień lepszego sukcesu.
Zdawało się jéj nawet, że już była blisko tego sukcesu, gdy podkomorzyc nagle w salonie wojewodziny, wbrew zapowiedzi Hektora, że jest chory, we własnéj osobie stanął, i ztwarzą rozpromienioną wieść o milionie za prawdziwą ogłosił.
Milion ten uwieńczony na poddaszu, przebił wskroś serce Aliny, która zadrżała i pochyliła się jak podcięta roślina! Obejrzała się smutno w około siebie — koło niéj usiadł właśnie Hektor.
Strona:Zacharjasiewicz - Milion na poddaszu.djvu/135
Ta strona została przepisana.