że nierzetelnie sobie postąpił, ukrywając swoje zabiegi przed nim o ten milion.
Kiedy taki proceder w jego myślach się odbywał, westchnęła Alina boleśnie i ozwała się do niego:
— Cóż pan na to, panie Hektorze? Que dites, vous à cette nouvelle?
— Je suis stupefait! odparł Hektor — nic nie umiem, nic nie mogę, nic nie chcę pani na to odpowiedzieć!
— A już odpowiedziałeś pan i to powiedziałeś bardzo wiele! Cela me suffisait... ale z przyjacielem można o tém więcéj mówić! Nie prawdaż panie Hektorze, że jesteś moim szczerym przyjacielem?
Rzekłszy to położyła swoją rękę na jego ręce. Hektor czuł, jak ta ręka drgnęła jakiemś wewnętrzném wzruszeniem. Nie trudno mu było odgadnąć, zkąd to wzruszenie pochodzi i kto jest tego wzruszenia przyczyną... a wtedy powinien był zrezygnować z marzeń swoich ukrytych. Widoczny bowiem miał dowód, że Alina była podkomorzycem mocno zajęta, że go nawet sercem czy głową kochała, i że tracąc go w zawrocie głowy, chce się czegoś czepić, jak pijany płota, a właśnie kołem w tym płocie, miał być on!
Hektorowi jednak obojętnem było, czém miał być dla Aliny. Nie myślał o tém, gdzie mogły być jéj serce
Strona:Zacharjasiewicz - Milion na poddaszu.djvu/137
Ta strona została przepisana.