sokie i sięgały aż do uszu. Białe chustki grubo na szy nawiązane z misternym węzłem a poniżej długie tak zwane francuzkie westy uzupełniały ubiór najważniejszéj części ciała ludzkiego. Na piersiach pozostały jeszcze u niektórych żaboty, a u rękawów koronki.
Jeden z nich był brunet i w rozmowie nazywano go Podkomorzycem. Drugi miał blond włosy a przed chwilą nazwał go służący panem Podczaszycem. Trzeciego bladego szatynka zwano po prostu Hektorem z dodatkiem czasem herbu Leliwy, a dla uzupełnienia tradycyi greckiej czwarty o rudawej czuprynie miał imię Achila. Piąty najmniéj respektowany a najczęściéj mówiący, nazywał się krótko Lesio z dodatkiem Piława.
Po niejakiéj pauzie, którą właśnie sprawiły słowa Hektora, że dzisiaj u pani Podkomorzyny nie będzie żadnego liczniejszego zebrania, na które większa część przytomnych liczyła, ozwał się Lesio Piława:
— Ja nie myślę wcale ubiegać się o jaki urząd. Z urzędem połączone są rozmaite nieprzyjemności — do tego służba dzisiejsza publiczna djabła warta! Dawniéj, kiedy to były dobra koronne...
— Jerzy przyjął rotmistrzowstwo w pułku szaserów, wtrącił Hektor.
— W wojsku jeszcze pół biedy, ale do pióra i zielonego stolika, to trudno się. przyzwyczaić, dodał Podkomorzyc.
Strona:Zacharjasiewicz - Milion na poddaszu.djvu/14
Ta strona została przepisana.