Strona:Zacharjasiewicz - Milion na poddaszu.djvu/156

Ta strona została przepisana.

wicznie patrzał na niego, i uśmiechał się z zadowoleniem.
Po krótkiéj chwili cichaczem wymknął się Podkomorzyc z salonu, zarzucił płaszcz na siebie i wyszedł.
Podczaszyc nie poszedł zaraz za nim. Dopiero za pół godziny opuścił towarzystwo.
Przeszedł Krakowskie Przedmieście i koło kolumny Zygmunta skierował kroki na ulicę Miodową. Przy trzeciéj kamienicy zatrzymał się i spojrzał z uwagą na okna pierwszego piętra.
Trzy okna były oświecone dosyć jasno, dwa inne migały słabem, różowem światłem.
Podczaszyc zatarł ręce i zanucił sobie półgłosem aryjkę.