Pułkownikowa, pod któréj oknami stał właśnie podczaszyc, należała do rzędu kobiet tylekroć opisywanych, a nigdy jeszcze dostatecznie nie zgłębionych. Bywały chwile, gdzieby każdy przysiągł, że to anioł wcielony, ale ten anioł w okamgnieniu zmieniał się w jakąś brzydką poczwarę, z któréj przechodził stopniowo w istnego szatana.
Historya téj kobiety była dosyć długa i pełna rzeczy pięknych, pomieszanych z zwykłemi skandalami.
Dwa razy była zamężną. Raz za jakimś obywatelem wiejskim, drugi raz niby za pułkownikiem, którego złośliwe języki za myt poczytywały. To jednak było pewnem, że żadnemu z nich zaprzysiężonych obowiązków nie dotrzymywała. A byli nawet i tacy, którzy utrzymywali, że bogata wdówka dla tego tylko zamąż chce się wydać, aby mieć sposobność spożywania zakazanych owoców, których bez sakramentu nie ma!
Strona:Zacharjasiewicz - Milion na poddaszu.djvu/157
Ta strona została przepisana.
XXIV.