ten co za nią niósł cebulę był także ubogim, a salonowy ubiór miał na sobie... to by w niebogłosy krzyczeli wszyscy i po nim salony wykadzać kazali!.. Ale że szambelanowa ma milion i że niejako pewien odblask tego miliona spadł i na tego, co niósł marchew i cebulę... to nie jest to nie tylko nic dziwnego, ale nawet charakteryzuje trochę z angielska jako wybryk arystokratyczny, pewną wyższość po nad gmin uliczny, który pojąć nie może, jak można w paryzkich rękawiczkach nieść marchew i cebulę?...
Podkomorzyc był dziwnie rozdrażniony. Każde jego słowo wymówione było akcentem gorżkiego sarkazmu. Przebijał się w tym sarkazmie żal do tego świata, który jego marzeń nie uwzględnił i jako drogocenny klejnot porzucił go, nie chcąc się nawet schylać po niego!... Zdawało się, że w téj chwili chciał zostać demagogiem...
— Wspomniałeś wczoraj, mówił podczaszyc, że właśnie chcesz się wybrać za granicę na czas niejaki.
— Któż ci o tem powiedział? przerwał mu nagle podkomorzyc i badawczo spojrzał na niego.
— Mówiłeś że w interesie szambelanowéj, czy właściwie jéj kapitałów chcesz się udać do Londynu...
— A prawda, prawda! odparł spokojniéj nieco podkomorzyc, mówiłem to wczoraj na wieczorze.
— I czy rzeczywiście myślisz to uczynić?... Może interesa inny obrot wzięły...
Strona:Zacharjasiewicz - Milion na poddaszu.djvu/178
Ta strona została przepisana.