Za kilka dni wyprowadzał się Bernard z poddasza, które dla niego całym światem się stało. Wyprowadzał się nie bez wielkiéj boleści, że o kilkadziesiąt kroków będzie teraz oddalony od téj, którą nad życie ukochał. Jedyną pociechą dla niego było, że ofiarą swoją wypełnił tak dobroczynny uczynek, który biednym na poddaszu przysporzy nie małego zasiłku.
Jedna rzecz tylko martwiła go sromotnie. Obrazy Tereni, sekretnie przez niego kupione spoczywały w tym pokoiku bardzo wygodnie w głębokiéj szufladzie stołu, starannie papierem wyłożonéj. Na ten skarb w ubogiéj swojéj izdebce, którą teraz najął, nie miał ani miejsca, ani schowku. Nie pozostało mu nic innego, jak tylko rozstać się na czas niejaki z tym skarbem. Wolał się zrzec przyjemności częstego oglądania, niżeli miał go narażać na poniewierkę i pył uliczny. W tym celu zastrzegł sobie u nowego lokatora, że szuflada w tym
Strona:Zacharjasiewicz - Milion na poddaszu.djvu/196
Ta strona została przepisana.
XXIX.