wprawdzie jakąś fortunkę nie wielką, miał także bogatego stryja, który od czasu do czasu coś do Warszawy przysłał, ale wszystko to było tylko obliczone na życie od dzisiaj do jutra. Tymczasem lata biegły, a sukcesa buduarowe nie dawały fortuny.
Myśl o bogatém ożenieniu się trapiła często podczaszyca, ale tutaj stawały zawsze jakieś zawady na drodze. Albo panna nie miała znaczniejszego posagu, albo przeszkodziła temu jaka intryga buduarowa.
Milion na poddaszu zwracał często jego marzenia ku sobie. Mówiono coś o tym milionie po mieście, mówiono, że nawet panna jest ładna, do tego dziwnie romantyczna sytuacya — poddasze i stara dziwaczka — miała w sobie wiele ponęty. Nic bowiem łatwiejszego, jak taką sielankową bohaterkę oczarować, olśnić i zbałamucić.
Budując więc na swoją szczęśliwą gwiazdę, i dowiedziawszy się na owym wieczorze, że na poddaszu rzeczywiście jest milion, skorzystał z wyjechania podkomorzyca za granicę, gdzie go pułkownikowa prawdopodobnie dłuższy czas przytrzymać będzie umiała i ułożył sobie planik romantyczny, jaki właśnie teraz rozwijać zaczął.
Z pierwszą wizytą u pani szambelanowéj był bardzo krótko. Było w tém wyrachowanie, aby tylko na chwilę, swoją osobą olśnić kobiety, rzucić im kilka
Strona:Zacharjasiewicz - Milion na poddaszu.djvu/201
Ta strona została przepisana.