Strona:Zacharjasiewicz - Milion na poddaszu.djvu/22

Ta strona została przepisana.

być jéj wnuczką. Twarz jéj była... dosyć pospolita, nawet tuzinkowa, oczy... już nie wiem jakie!
Widocznie zmęczył się Kubaś tak kunsztownemi zwrotami. Pot kroplisty wystąpił mu na czoło. Po chwili daléj ciągnął:
— Kiedy tak na nie patrzyłem, przysunął się do mnie jeden z powracających od Fukiera prawników i furknął mi w ucho: milion posagu!... Pojmiecie, że podobne słowa mogą odurzyć człowieka!
— Ale panna zapewne po tych słowach wyładniała do posągu Wenery! wtrącił z ironią Achil.
— I stała się mądrą i uczoną, jak Konfucyusz wielki filozof chiński! dodał Hektor.
— Co do piękności, podjął Kubaś, to nie trzeba było czekać na te słowa, aby wiedzieć, że jest... że nie jest tak bardzo brzydką! Ale piękną, we właściwém znaczeniu tego słowa nigdy podobna twarz być nie może...
Podkomorzyc uderzył przy tych słowach w dłonie i zawołał z uśmiechem doświadczonego człowieka:
— Rzecz układa się wybornie! Milion posagu, panna szpetna, babunia na poddaszu! Nic łatwiejszego jak porwać milion przy brzydkiéj pannie! Gdyby tyła piękna, to sprawa trudniejsza! A tak, koledzy...
Widocznie przestraszył się Kubaś tego niespodziewanego zwrotu. Pogniewał się sam na siebie, że tak