Wieczór ten był także i dla podczaszyca nader nieprzyjemnym. Nachodziły go różne myśli, których nie mógł się pozbyć. Był wprawdzie przygotowany na różne dziwactwa staréj, milionowéj szambelanowéj, zapoznał się już nieco z jéj ekscentrycznemi zapatrywaniami się na świat i stosunki ludzkie, ale podobnéj rzeczy nigdy się nie spodziewał.
Dane mu polecenie, aby sprzedał obrazek na zaspokojenie najpierwszych, może jutrzejszych potrzeb do życia, odsłaniało mu i tłumaczyło niejedną zagadkę. Dawniéj myślał, że to ubóstwo jest tylko dziwactwem staréj kobiety, króra poprzysięgła nienawiść bogatemu światu, ale dzisiaj zbierała go chęć uwierzenia, że to ubóstwo było istotném!
Wiara jednak ta, kazała mu się pożegnać z nadzieją wymarzonego miliona! O tym milionie tyle słodkich
Strona:Zacharjasiewicz - Milion na poddaszu.djvu/222
Ta strona została przepisana.
XXXIII.