Strona:Zacharjasiewicz - Milion na poddaszu.djvu/228

Ta strona została przepisana.
XXXIV.

Pierwszych kilka dni zapowiedzianego tygodnia egzercycyi nabożnych przeminęły bez żadnego ważniejszego wydarzenia dla Bernarda. Chwycił się oburącz pracy, aby przytłumić w sobie ból duszy, który go rozdzierał. Pracował za kilku, a gdy do swojéj samotnéj izdebki powrócił, obłożył się książkami, aby się czegoś nauczyć.
Tydzień egzercycyi nabożnych wydawał mu się bardzo naturalnym. Odpowiadał on zupełnie usposobieniu szambelanowéj, która przeszedłszy smutne doświadczenia życia, szukała w Bogu pociechy.
Czasami tylko przychodziły mu do głowy jakieś dziwne podejrzenia. Czy nie może być w tem wszystkiem jaka myśl ukryta, jakiś zamiar ze strony szambelanowéj, aby go na ten czas zdala trzymać od poddasza?
Może wreszcie zgodziła się na oddanie Tereni podczaszycowi, a w takim razie niechce, aby on jak cień