belanowa rozśmiała się złośliwie i odpowiedziała służącemu, że tych rzeczy wydać nie może, bo na wszystko w domu położony jest areszt. Potrzeba więc, aby podczaszyc osobiście się stawił, i swoją własność w obec sądu reklamował.
Służący odszedł z tą smutną wiadomością do podczaszyca.
Podczaszyc zbladł znowu ze złości, że tak srogo prześladuje go dzisiaj gwiazda jego. Pozostawione na poddaszu rzeczy były kosztownym zbytkiem, obliczonym właśnie na efekt dla świata. Była tam część jego fortuny, któréj tak prędko nie mógł się wyrzec!...
Ale cóż począć w takim razie? Jakże tam stanąć w obec urzędnika sądu, w obec Tereni i Szambelanowéj i być świadkiem smutnego aktu egzekucyi sądowéj, dopełniającego się na ubogich?
Podczaszyc walczył niejaki czas, ale szlachetny kruszec przemógł...
Wszedł na poddasze z czołem zimnem, miedzianem i w obec urzędnika sądowego zareklamował pozostawione w pokoiku rzeczy.
Po długiéj rozprawie, przy któréj musiał opowiedzieć całą historyą swego wybryku artystycznego i zajęcia tego pokoiku, zezwolił wreszcie urzędnik na oddzielenie jego rzeczy pod warunkiem, że w sądzie zaprzysięże swoje tutejsze zeznania...
Strona:Zacharjasiewicz - Milion na poddaszu.djvu/236
Ta strona została przepisana.