Strona:Zacharjasiewicz - Milion na poddaszu.djvu/26

Ta strona została przepisana.

a to, co się świeci, to szych i blichtr!... Prawnik zapewnie napił za wiele węgrzyna i dodał kilka zer...
Lesio chciał z otworzonej gęby także jakie słowo wypuścić, ale przeszkodził mu w tém Kubaś.
Kubaś z nadzwyczajną uwagą słuchał mówiących i patrzał na nich. Wypukłe jego oczy biegały z jednego nosa na drugi. Było w nich widać niepokój i pewne niedowierzanie. W końcu usiłował przybrać twarz obojętną, co mu się fatalnie nie udawało. Pełne i rumieńcem świecące policzki jego były jakoś dzisiaj tak tkliwe na każde poruszenie wewnętrzne, że stenografowały z całą skrupulatnością sprawozdawcy parlamentarnego najskrytsze myśli i przelotne marzenia z wszelkiemi poprawkami i uzupełnieniami!
— To téż ja palestrantowi nie wierzyłem, ozwał się po niejakim namyśle, bo cała rzecz była niejakoś nieprawdopodobna? Powiedziałem wam jednak o tém jako dobry przyjaciel i spodziewam się, że wy także będziecie mieli dla mnie tyle wdzięczności, że podzielicie się zemną tém, co się w téj sprawie daléj dowiecie. Już z saméj ciekawości warto czasem o niéj pomówić... bo innego znaczenia nie można do tak dziwnéj wieści przywiązywać!
Wszyscy zamilkli, uważając całą rzecz za wyczerpaną. A gdy się niektórzy do wyjścia zabierali, zapytał podkomorzyc: