Strona:Zacharjasiewicz - Milion na poddaszu.djvu/33

Ta strona została przepisana.

wszych schodach czekać jakiéjś lepszéj myśli, co daléj robić!...
Jeżeli na schodach pierwszego i drugiego piętra był zmrok szary, tutaj była już noc zupełna... Zaraz za pierwszym krokiem rozgniótł sobie Hektor kapelusz na głowie, za drugim krokiem uderzył nosem w jakiś balek wystający...
Wyprawa po milion zaczęła przybierać rozmiary tragiczne, ale cofnąć się nie było podobna! Za sobą słyszał już kroki podkomorzyca... a na domiar tego wszystkiego usłyszał na dole głos trzeci, który wyraźnie brzmiał jak głos podczaszyca...
Hektor postanowił z rozpaczliwego swego położenia skorzystać. Ciemno było jak w rogu, mógłby się więc ukryć i spokojnie oczekiwać dalszego przebiegu rzeczy. Szczęściem natrafił na jakiś korytarzyk i tam przycupnął.
Zdaje się, że podobne fatum prześladowało także i podkomorzyca. Być może, że i on chciał się cofnąć z téj awanturniczéj wyprawy po milion, ale i jemu zagrodził drogę los zawistny... Usłyszał za sobą podczaszyca!
Przez sympatyczne pokrewieństwo myśli przechodził te same fazy różnych planów co i Hektor, i obaj zeszli się razem w korytarzyku pod płatwią omotani jak najmisterniéj wiekową pajęczyną!... Hektor chciał mu się