Jest już w naturze serca, że dąży zawsze do niepokoju. Żywiołem jego jest niepokój czy to na wyżynach szczęścia, czy w padole boleści. Spokój to u niego synonim obojętności. Warunkiem jego życia jest pragnąć i obawiać się...
Tego teraz doświadczał Bernard. Był szczęśliwym dzień cały i zdawało mu się, że tego szczęścia jego żadna chmurka nie zaćmi, że mu ciągle pogodnie świecić będzie, jak po długiéj niepogodzie świeci niebo lipcowe.
Tymczasem zaraz w nocy naszły go znowu niepokojące myśli. Jak rozbite promieniem słonecznym mgły, które po drugiéj stronie nieba znowu zaczynają się gromadzić, tak wracały do jego wyobraźni dawne podejrzenia.
Osobliwie nie mógł tego zrozumieć, że ludzie stósunkowo tak ubodzy, wydają na wykwintne wychowanie tyle pieniędzy i do tego jeszcze robią z tego przed nim
Strona:Zacharjasiewicz - Milion na poddaszu.djvu/85
Ta strona została przepisana.
XIII.