W pokoiku swoim odetchnął Bernard, bo mu ja koś ciężko na sercu było, i usiadł, aby to wszystko w głowie swojéj uporządkować, co w tych kilku chwilach widział i słyszał. Karton położył na stole.
Najprzód podziękował Bogu, że go tak prędko uwolnił od mar strasznych, które go od kilku dni prześladowały. Obaczył teraz nad sobą niebo jasne i czyste. Ale to niebo miał okupić wielką, bardzo wielką ofiarą... Spojrzał na karton...
Miłość wyższa i szlachetniejsza, nie tylko kocha osobę, ale kocha to wszystko, co tę osobę otacza. Kocha jéj myśli, prace ducha, czyny i cały zawód, w jakim ukochana osoba jest czynną. Wszędzie bowiem tam jest cząstka życia drogiej osoby, są jéj ślady, któremi szła, jest upominek ubiegłych przy pracy chwil... jest część téj osoby!
To téż leżący na stole karton, przyciągnął wszyst-
Strona:Zacharjasiewicz - Milion na poddaszu.djvu/92
Ta strona została przepisana.
XIV.