mógł być większym, czy żeby obraz był sprzedał, czy że jedyne pamiątki po rodzicach żydowi sprzedał?...
— Widzisz waćpan, rzekła szambelanowa z uśmiechem, otóż będzie znowu czém cały miesiąc naukę opłacać. Tak powinni biedni ludzie robić. Uczyć się, i pracę swoją dla większéj nauki spożytkować!
Bernard dłużéj nie mógł tutaj pozostać. Wyszedł do swego pokoiku, do obrazu... a może wyszedł, aby płakać!... Szambelanowa patrzała za odchodzącym z uśmiechem dobrotliwym, a Terenia zadumała się...
Za dwa dni wdrapał się listowy na poddasze z listem do Bernarda.
W liście były pieniądze — sto piędziesiąt złotych — z dopiskiem: „od przyjaciół generała Kwaśniewskiego.“
— Za te pieniądze możesz sobie waćpan co ciepłego sprawić! rzekła szambelanowa i wróciła do czytania.
— Nie mogę, bo mam dług! odpowiedział Bernard i smutno spuścił oczy w ziemię.
Szambelanowa spojrzała na Terenię, która w téj chwili czegoś szybko się odwróciła...
Strona:Zacharjasiewicz - Milion na poddaszu.djvu/97
Ta strona została przepisana.