zwykle patrzała bezmyślnie przed siebie. Wszystkich zaś oczy zwracała dzisiaj na siebie majorowa. Jej piękną twarz umilał uśmiech łagodny, a zarazem bolesny; w niebieskich oczach drżało pragnienie ekstaz i zachwyceń, jakich jeszcze nie miała młoda jej dusza.
Margrabia stał niedaleko drzwi w białej chustce, w ciemno-tabaczkowym fraku, a układając w różne pozycje swoje popielate nogi, rozmawiał z jakimś wąsatym sąsiadem, który występując godnie, zwiesił był na atłasowej kamizelce kilka funtów breloków, złożonych z najrozmaitszych narzędzi.
Margrabia chciał przyszłemu swemu zięciowi ukazać swój dwór ze strony jak najświetniejszej. Otóż i goście jego musieli dzisiaj poawansować do stopni różnych znakomitości.
Poczciwy ksiądz proboszcz z kroplistym potem na czole, którego na żaden sposób pozbyć się nie mógł na czas dłuższy, był zaprezentowany jako znakomity kaznodzieja, wąsacz z brylokami został właściciem najpyszniejszej stadniny w kraju; ów bawił się wzorowem gospodarstwem, tamten był od trzech lat kandydatem na posła; a poczciwy major, który tęsknąc za swoją krótką fajeczką, tylko widokiem żony jako tako się podtrzymywał, został bohaterem à la Sułkowski i przy wyprawie do Egiptu miał z Napoleonem ważne mieć rozmowy.
— Wszystko szlachetne, piękne i poczciwe — dodał w końcu margrabia, wodząc ręką po fizjonomjach kilku wąsatych hreczkosiejów, których tym ostatnim epitetem ryczałtem przedstawił — wszystko znajdziesz tutaj zgromadzone, mości hrabio.
Reprezentanci nieszczęsnej poczciwości polskiej ukłonili się z należytą uniżonością przybyłemu gościowi, gdy margrabia nagle rzekł do hrabiego:
— Otóż, mój hrabio, jeszcze jedna interesowna znajomość dla ciebie. Pan Jerzy — literat, poeta, lekarz i najprzyjemniejszy towarzysz. Gdy dłuższy czas u nas zabawisz, znajomość pana Jerzego będzie dla ciebie wielką rozrywką. Obadwa macie nieco ducha awanturniczego. Pan Jerzy awanturuje się wiele na polu tak zwanej idei, poezji i tym podobnych sentymentów, tak samo jak ty hrabio, uganiałeś po stepach arabskich i biłeś się z Mamelukami. Na jedno to wychodzi, prócz tej różnicy, że pan Jerzy odbywa swoje egzercycja przy stoliku i tam składa stosy nieprzyjaciół, a tobie potrzeba stepu i rzeczywistych głów Mameluków.
Jerzy na to nic nie odpowiedział, tylko się ukłonił nowemu swemu znajomemu. Jego myśli były gdzieś indziej. A hrabia wyciągnął do niego rękę, ścisnął go silnie bez wielkiej etykiety i rzekł:
Strona:Zacharjasiewicz - Na kresach.djvu/104
Ta strona została przepisana.