dzić przez chaos najrozmaitszych warjacji! Jakże on wiele na tem traci! Jakże nudny i nieznośny jest ten nasz genialny Szopen, mianowicie wtedy, gdy się czeka na spojrzenie, na słówko upragnione!...
Wreszcie skończyła się druga stronica. Reprezentanci polskiej poczciwości wyprawili właśnie jakieś polowanie, damy spierały się o szerokość sukni «à la Eugenie». Jerzy przechylił się znowu, zamiast jednej kartki obrócił dwie, a za to usłyszał teraz dwa słowa: w zielonym pawilonie... Ale zbytnia ciekawość została srodze ukarana. Przewrócenie dwóch kartek wprawiło Szopena w niemały ambaras. Poczęło się mu coś nie kleić, coś tu i owdzie mu brakowało, zaczął powoli omdlewać, a zsunąwszy się z kratek mahoniowych, padł jak długi na ziemię.
Wszyscy zbiegli się na ratunek, nawet reprezentanci poczciwości polskiej zatrzymali się na chwilę śród kniei, ale panna Janina już wstała, tymczasem przyjmując ze wszech stron jak najprawdziwsze wykrzyki szału i pochwał.
Utrzymywano, że Szopen nie miał lepszego egzekutora, nigdy nie był wymowniejszy i zrozumialszy, nigdy nie wyszła w takiej pełni cała harmonja tego utworu, jak się to stało pod piękną rączką niezrównanej artystki.
Hrabia Leon stał na uboczu i nic nie mówił.
— Czy pan żadnych komplimentów nie masz dla mnie za moją grę? — zapytała go Janina.
— Mam wiele pani do zarzucenia — odpowiedział krótko hrabia.
— Do zarzucenia?
— Szopen musiał się w grobie obrócić.
— Wszak pan patrzyłeś przez cały czas w inną stronę?
— A przecież widziałem, że przy pani można się stać niezgrabnym.
— Obawiam się pana.
— Jestem wcale nieszkodliwy.
Janina odbiegła z lekką chmurką na czole, a hrabia wziął Jerzego pod ramię i poszedł z nim do reprezentantów poczciwości, którzy właśnie skończyli byli swoje polowanie na borsuki. Po krótkiej z nimi rozmowie oderwali się znowu obaj i stanęli na uboczu, zkąd można było całe towarzystwo obserwować.
— Bardzo przyjemny i gładki człowiek — mówiła między sobą reprezentacja poczciwości.
— Ma być niezmiernie bogaty!
— Mówią, że trochę postrzelony.
— Cały rok koczował z Arabami pod gołem niebem.
— Był u Żuawów.
— Własną ręką zabił dziesięć Kabylów.
Strona:Zacharjasiewicz - Na kresach.djvu/106
Ta strona została przepisana.