i granicznego junkra do zamku, który poczciwy Jarost kiedyś «ad tuendum populum» był wystawił; ale potomek komtura, dzisiaj lejtnant w pułku huzarów, przyszedł do sali marmurowej w ogromnych butach z ostrogami, w towarzystwie wyżła i przyniósł z sobą całą atmosferę stajni końskiej. W konwersacji salonowej był także piramidalnie dowcipnym; wszystko to, co polskie, było u niego tak piramidalnie niedorzecznem i głupiem, że damy z salonu wyszły, a nieszczęśliwy margrabia, obróciwszy tysiąc razy palec koło palca, dał mu tą manipulacją widocznie do poznania, że się serdecznie nudzi i czem prędzej gościa za próg wyprasza.
Junker wziął szpicrut i wyżła, a zadowolony z roli, jaką w zamku polskiego grafa odegrał, wyjechał rozwaloną bramą z Dąbczyna. W klubie końskim opowiadał potem dziwy o «polskim zamku» i jego mieszkańcach, a jako potomek krzyżowego rycerza chełpił się, że ucztował na ziemi nieprzyjacielskiej. Po tem wszystkiem nastąpiła wielka nieprzyjaźń między dwoma granicznymi panami, a skutki ztąd były takie, że co kilka miesięcy ubito sobie wzajemnie parę wyżłów, które się po za kopce graniczne zapędziły.
W takim stanie rzeczy według wszelkiego prawdopodobieństwa pan Von der Mark nie mógł wcale Jerzemu stać w drodze. A najprawdopodobniej było, że jakąś obelgę rzucił na dom Dąbczyńskich i z młodym Warnerem o to się przemówił.
Sprawiwszy się tym sposobem z jednym swoim spółzawodnikiem, który się mu teraz ani groźnym, ani szkodliwym nie wydał, przystąpił Jerzy do rozebrania drugiego fantomu, który mu upornie stał przed oczyma.
Był nim młody Warner, syn bogatego kapitalisty i bankiera z pogranicznej niemieckiej prowincji, stojącego z polską szlachtą w licznych stosunkach. Ten współzawodnik był już nieco zagadkowej natury, bo jak z wszystkiego widać, stanął w obronie Janiny, a przynajmniej domu Dąbczyńskich. Trudniejsza była z nim sprawa.
Ale po chwili namysłu wyjaśniła się ta zagadka w sposób nader spokojny. Otton Warner był to młody człowiek, mający lat dwadzieścia kilka; nosił bródkę à l’Henri Quatre i złotą lornetkę na czarnym, jedwabnym sznurku. Ojciec kupił mu Mogiły od Górnickiego, aby się zaprawił do gospodarstwa i z szlachtą w bliższe wszedł stosunki, czego wymagały interesa starego bankiera. Młody Otton był wprawdzie z wizytą w Dąbczynie, jako sąsiad najbliższy, i znalazł tam najserdeczniejsze przyjęcie, jako syn starego bankiera, najcierpliwszego wierzyciela margrabiego. Ale damy nie przeczuwały się wcale do tej, co margrabia, grzeczności, a młody Warner spędzał najczęściej cały czas swojej
Strona:Zacharjasiewicz - Na kresach.djvu/115
Ta strona została przepisana.