wizyty na pogadance z margrabią w jego własnym, cygarowym gabineciku. Tym sposobem mógł młody Otton poczuć Big do obowiązku bronienia domu, do którego w istocie miał przystęp; a to mogło się stać tem łatwiej, że z panem Von der Mark był w nienajlepszem porozumieniu, który nieustannie chełpił się swojem szlachectwem komturowem, nazywając wszystkich dorobkiewiczów kramarzami.
Więc i osoba Warnera nie wydała się tak groźną. Został jednak najtwardszy orzech do zgryzienia, a tym był nikt inny, jak hrabia Leon, ów śmiały towarzysz Żuawów, który własną ręką dziesięciu zabił Kabylów, przeszedł wszystkie pustynie świata i wszystkim na świecie kobietom się podobał. Do tego był młody, przystojny i bogaty.
Tutaj zadrżało Jerzemu serce na znak, że widzi wielkie niebezpieczeństwo, a gdy z podwojoną uwagą począł to niebezpieczeństwo rozbierać, z poza ciemnej, zamkowej wieży wystrzelił pierwszy promień wschodzącego słońca. Biedny marzyciel ocknął się jakby ze snu, potarł ręką po czole i przekonał się, że całą noc jakoś dziwnie przedumał. Prędko zrzucił z siebie ubiór, w którym był w zamku na wieczorze i zawołał na służącego, aby mu podał wody do umycia się.
Ale im więcej rozpalone skronie zimną wodą nacierał, tem groźniej stawał mu przed oczy szczęśliwszy spółzawodnik, z owym zimnym, dyplomatycznym uśmiechem, który na jego pięknych ustach zawisł jako trofea nie jednego zwycięztwa. Na szyi miał dziesięć głów pobitych Kabylów, a przy złotym łańcuszku od zegarka wisiał pęk bryloków, składający się z samych serc kobiecych, między któremi — Jerzy tem mocniej nacierał skronie zimną wodą — między któremi, o dziwy! widział także piękne, pełne, okrąglutkie serduszko panny Janiny!...
Jerzy zanurzał całą głowę w miednicę, aby się tego widma pozbyć, a przecierając oczy, dziękował Bogu, że te nieznośne łby Kabylów i nieznośniejsze jeszcze bryloki gdzieś w wodzie spłukał: gdy się nagle drzwi otworzyły i do pokoju wszedł hrabia Leon.
Przeprosiwszy najprzód gospodarza za tak ranną wizytę i uwolniwszy go z góry od wszelkich form grzeczności, prosił go hrabia, aby dalej swoją toaletę tak kończył, jakby nikogo z obcych przy nim nie było. Sam rzucił się na fotel, stojący przy biórku, a otworzywszy małą kasetkę, wyjął