Strona:Zacharjasiewicz - Na kresach.djvu/127

Ta strona została przepisana.

— Czy i tu interes? — zapytał z uśmiechem Jerzy.
— Jeżeli kto zechce się przekonać o wartości gazet politycznych — mówił dalej hrabia Leon — niech tylko weźmie jeden z ubiegłych roczników do ręki i naraz go przeczyta. Z ostatnią kartką przyjdzie do przekonania, że wszystko to, co przeczytał, było nieprawdą, przypuszczeniem, czczem gadulstwem, niedorzeczności ą, wyjąwszy drobne anegdotki i ogisy uroczystości dworskich, które urządzają się dla oka publiki.
Poczciwy major zamilkł, patrząc ukradkiem na pismo pod kapeluszem. Stary, napoleoński żołnierz, przyzwyczajony był do tego, że w obec dzisiejszego położenia często mu milczeć przyszło. Jego poczciwe serce nie mogło sobie odmówić owych niewinnych złudzeń, które od dawna stały się potrzebą jego życia. A może miały przytem inny jeszcze grunt. Ludzie przygnieceni niepowodzeniem, którym urywa się w ręku wszystko, za cokolwiek chwycą, ratując się, radzi wierzą w najśmielsze przypuszczenia, zarzucając w nie ostatnią swoją kotwicę.
Idąc w pomoc swemu sprzymierzeńcowi, rzekł Jerzy:
— Złudzenia podobne i wyczekiwania z dnia na dzień jakich zmian pożądanych, mają wprawdzie szkodliwą swoją stronę. Znamionują one ludzi słabych i bezczynnych, którzy od bożego zmiłowania — wszystkiego wyglądają. Przy tem dolce far niente tracą powoli grunt, na którym stoją, zaniedbują swoich obowiązków, a gdy przez to upadają, narzekają na złe czasy i fatalność nieubłaganą. Ale z drugiej strony wyzuć się z wszelkiego uczucia... zakreślić w koło siebie małe kółko, dokąd sięgają promienie wypływającego z nas egoizmu...
Hrabia Leon przerwał głośnym śmiechem mówiącemu, a podając majorowi rękę, rzekł szczerze i otwarcie:
— W panu Jerzym widzę talent kaznodziejski i wszechnicę niemiecką. Poddaję się na łaskę lub niełaskę. Za przyjazdem moim będę się starał zasłużyć sobie na łaskę u pana majora, chociaż teraz w niełasce odjeżdżam. Przywiozę z sobą wszystkie dzienniki niemieckie i będziemy politykować.
Major był jeszcze pod dziwnie smutnem wrażeniem, jakie na niego wywarła obrona Jerzego. To «dolce far niente» dotknęło go w jakąś utajoną ranę, chociaż w całej okolicy uchodził za najpracowitszego gospodarza. Wesoła przemowa hrabiego nie mogła go rozweselić. Szczerze jednak i serdecznie uścisnął podaną rękę i wynurzył swą radość, jaką mieć będą Czarnowody z odwiedzin hrabiego Leona.
Jerzy przypatrywał się temu uściskowi z wyrazem cierpkiej ironji.