pomyślał, że djabeł dla tego straszny, że nikt go nie widzi, i zaczął przemyśliwać, jakimby sposobem mógł widzieć tego złego sąsiada. Zresztą i nudziło się mu trochę i tak częścią z ciekawości, częścią z nudoty wydłubał tę dziurkę. Ale otóż nowa przybyła pokusa. Sąsiad wprawdzie wyglądał na jakiegoś złego człowieka, a nawet tak samo uśmiechał się i po brzuchu gładził, jak to Wojna mówił, ale w sklepie jego było tyle ładnych rzeczy, że oczu od nich oderwać nie mógł. Był tam Fryc stary w trój graniastym kapeluszu, był jakiś opasły Niemiec, który zawsze język wystawiał, gdy go kto ruszył; było kilku huzarów z trupiemi głowami na kołpakach, chociaż ich do nogi wycięto w wojnie napoleońskiej. Widział tam także ptaki, barany, woły i krowy!...
— Otóż pomyślałem sobie — mówił dalej Grzanka — wyjdę na miasto tylną furtką, kupię klocek drzewa, a przypatrzywszy się w sklepie tym ładnym rzeczom, będę próbował, może i ja takie zrobię.
— Tam do kata — mruknął ekonom, który zaczynał już wierzyć w przeczucie swego przyjaciela — tam do kata, nie trzeba było wychodzić.
— Miłościwy panje, bieda nie chodzi po lasach, ale po ludziach. Otóż wyszedłem, kupiłem klocek drzewa, a wracając, długo przypatrywałem się Frycowi i huzarom. Na szczęście nawet nie było kupca, a ja myślałem, że wszystko dobrze pójdzie.
— A tymczasem niedowiarek był ukryty.
— Już tego nie wiem. Ale zaledwie do domu przyszedłem i klocek rozłupać chciałem, w tem słyszę, że ktoś puka do drzwi. Wyjrzałem ostrożnie tą dziurką i obaczyłem, że kilku panów stało przed drzwiami. Nie ozwałem się, choć oni kilka razy zapukali. Z tego, co mówili, poznałem, że między nimi był burmistrz, a przy nim stał ten kupiec. Strach mnie wziął, lecz się nie ozwałem słowem.
— Tam do kata! — zawołał ekonom i potargał wąsa.
— Oni tymczasem obeszli dom do koła, popukali po ścianach, pozaglądali do okien i słyszałem jak burmistrz mówił, że ten dom trzeba rozwalić.
— Rozwalić! — krzyknął Mietlica i ugryzł kawałek wąsa.
— Tak, miłościwy panje, rozwalić. Powiedział burmistrz, że ta stara klatka tylko szpeci ulicę. A kupiec na to, że Wojna nie ma pieniędzy, aby nowy wymurował, tylko ma długi. Więc niech burmistrz każe to pruchno oszacować, a on zakupi ten plac i wystawi kamienicę.
Ekonom postawił wąsy do góry jak odyniec kły swoje do napastnika i zawołał:
Strona:Zacharjasiewicz - Na kresach.djvu/130
Ta strona została skorygowana.