— Hm! — mówił znowu do siebie, patrząc z ukosa na szkatułkę — mógłbym być teraz porządnym człowiekiem, dostałbym urząd jaki przy cuchthauzie, lub przy kryminale, a wtedy łapałbym złodziei i oszustów, że aż miło! Rozumiesz, Katy, złodziejów, oszustów, łotrów i tym podobnych. A pewnie znalazłbym ich wszędzie! Znalazłbym ich tam, gdzie ich dzisiaj bynajmniej nie szukają!... Brrr... Katy, jabym ich wszędzie wynalazł! Najprzód Warner...
— Na miłość Boga, Wilhelmie! — krzyknęła kobieta — nie mów tego, jak kto usłyszy... Wszak masz chleb od niego...
— Chleb? prawda, mam chleb, gorzki, kwaśny, suchy chleb, a on zjada pieczone gołąbki i jest zdrów i wesół... Ja mu wyciągam pieczone kasztany z ognia, a on je zjada, śmieje się i zjada... A przecież on nie mało ludzi pozabijał!..
— Pozabijał! — zawołała kobieta, załamując ręce.
— Katy, ty jesteś głupia kobieta i nic więcej — krzyknął ajent, pociągnąwszy znowu z flaszki — ty nie wiesz, jak można ludzi zabijać. Człowiek, który nie ma na sobie białej koszuli i złotego łańcuszka od zegarka, tylko ma dwoje rąk i kij dobry, sękaty, ten człowiek zabija najprostszym sposobem, który jeszcze od syna Adama i Ewy przechował się w ludzkiej tradycji. Uderza między oczy, lub powyżej ucha, i na tem koniec. Żandarm prowadzi go potem do sądu, a ten dla przykładu i pokajania rodu ludzkiego, wiesza go z wszelką pompą na szubienicy!... ha, ha, ha! na szubienicy! Katy, ty jesteś głupia, prosta kobieta! — Kobieta patrzała łzawem okiem za człowiekiem, który jej świat zawiązał, a który przecież był jej mężem!
— Tamtego powieszą — mówił dalej ajent — bo użył zbyt prostego sposobu, aby zabić człowieka. Dzisiaj postąpił świat i cywilizacja, dzisiaj trzeba maniery i sztuki. Głupiemu cyrulikowi dają patent na pergaminie, aby zabijał ludzi jak najlegalniej; fabrykant kiełbas i pasztetów ma ten sam przywilej; winiarz płaci podatek za konsumcję trucizny; adwokat ma tak zwane «stallum agendi», a kapitalistom pomaga ustawa wekslowa, aby tem prędzej zabić mogli!... Któż jest większy zbójca?... Katy, ty jesteś głupia, prosta kobieta! Ty myślisz, że Link, który był tylko tam, gdzie krew na niego bryznęła, że Link gorszy, winniejszy od tych wszystkich? Katy głupia, prosta kobieto!
Jakoś smutniej spojrzał teraz ajent po krzywych swoich nogach. Nie marzył już o kapotroku, ani o pantalonach za ośm talarów, ale o pięknem, z jakiegoś brudu wypranem sumieniu, któreby było białe jak westa z piki saskiej.
Strona:Zacharjasiewicz - Na kresach.djvu/140
Ta strona została przepisana.