planik postępowania z ajentem, i że z tego planu mocno był zadowolony.
— Dobry wieczór, panie Linkiewicz — rzekł do ajenta z największą pewnością, że polskiem zakończeniem jego imienia ujął sobie na wieczne czasy tego szczególnego człowieka. — Dobry wieczór... otóż przychodzę raz przecież do was w gościnę.
Link usiadł na łóżku, pociągnął ręką przez oczy, przed któremi migało mu jeszcze wielkie młyńskie koło, i z niemałem zadziwieniem spojrzał na mieszczanina.
— A cóż to pana do nas sprowadza? — rzekł po chwili, czując, że go mimowoli wszelka energja opuszcza i sen oczy mu skleja.
— Czyby nie lepiej było — mówił mieszczanin, brzęcząc w kieszeni drobną monetą — żebyśmy sobie najprzód posłali po lampkę wina...
Ajent pokręcił głową i wymówił się, że po tak dalekiej podróży czuje się trochę chorym. Mieszczanin posmutniał nieco, widząc, że najpewniejszy jego cios tak fatalnie odparty został. Poskrobał się w głowę, obejrzał po izbie, szukając konceptu, aby dalszą swoją operację zręcznie nawiązać. Ale Wojna należał do tych dodrych, poczciwych ludzi, którzy plan kampanji układają bez żadnej rezerwy, bez żadnych podstępów, licząc na to, że i nieprzyjaciel pójdzie drogą prostą i otwartą. Ci, nadybawszy najmniejszy szaniec, którego nie spodziewali się znaleźć, cofają się w nieporządku, widząc cały swój plan udaremniony.
To też długo kręcił mieszczanin wąsy to w tę, to w ową stronę, zanim znowu do słowa przyszedł.
— Panie Linkiewicz — zaczął nieśmiało — ja miałbym wprawdzie mały interesik, ale tak na sucho...
Link znowu ruszył głową na znak, że jest pacjentem, i mówił coś o potach i rumiaku.
— No, jeźli tak — mówił dalej Wojna — to choć to na sucho jakoś nie idzie... ale przy zdarzonej okazji...
— Niech pan od razu powie, co pan chce — rzekł zniecierpliwiony ajent, któremu obecność Wojny coś strasznie niemiłą była.
Mieszczanin potarł ręką po czole, zacząwszy od lewego ucha aż do prawego, i przeklął w duchu wszelką dyplomację, która nakazuje, aby nigdy tego naraz nie wypowiedzieć, co człowiek ma na wątróbce, jakto jakiś wielki polityk kiedyś był tam powiedział. — Posunął się na stołku w prawo i w lewo, odkrząknął i rzekł:
— Już to człowiek przedewszystkiem powinien mieć przykazania boskie w sercu.
Strona:Zacharjasiewicz - Na kresach.djvu/142
Ta strona została przepisana.