Strona:Zacharjasiewicz - Na kresach.djvu/157

Ta strona została przepisana.

I znowu cicho i głucho w fortecy «Goliata». W ogromnej, ciemnej sali czernieje się pięć stołów z wysokiemi pólkami, za któremi siedzą jakieś duchy niewidzialne. Tylko piec piór widać, latających po papierze, i słychać ich skrzyp nieprzyjemny. Ogromny zegar stuka w długich odstępach, jakby z uwagą liczył miljony. Czasami z po za czarnego stołu niewidzialnego «dysponenta» wyleci jedna, dwie liczby, jedno, dwa słowa, a cztery piór stenografuje je w oka mgnieniu.
Tak cicho, tak spokojnie — nikt by nie uwierzył, że w tej chwili robią się miljony, a tysiące ludzi, rozproszonych po całym bożym świecie, schodzi na żebraków — że za kilka dni między drobnemi wiadomościami doniosą dzienniki o kilku samobójstwach, kilku nadzwyczajnych wypadkach śmierci...
Tak cicho i spokojnie... słychać brzęczącą złotą muszkę, która za promieniem bożego słońca wcisnęła się między te skrzynie żelazne, aby głosić chwałę Tego, który ją stworzył. Tak cicho i spokojnie... zdala, tam gdzieś pod niebem śpiewa ptaszek o boskiej Opatrzności, która mu dała prześliczne piórka, nakarmiła go i napoiła! Tak cicho i spokojnie... że sercem możesz usłyszeć jęk nieszczęśliwych, których niezbadanemi drogami prowadzi Bóg do wielkich celów swoich!...
Siódme okno, najpierwej otwarte, dawało światło małemu gabinecikowi, który właściwą był siedzibą namiestnika «Goliata». Był to mały, zewsząd żelazem obwarowany pokoik. Pod ścianą stało kilka dużych skrzyń żelaznych, przykutych do podłogi. Przy oknie stało biórko kunsztownej roboty, osłonione kratką żelazną, która w oddaleniu trzymała każdego niepotrzebnego natrętnika.
W tym to pokoiku zwykł przesiadywać sprzymierzeniec «Goliata», Ullrych Warner. Była to nizka figurka, z wiecznie ruchliwą głową i wiecznie mrugającemi oczyma. Na głowie bielała się resztka białych włosów; usta wązkie, złośliwie zakąszone, czyniły go podobnym do uśmiechającego się pod dachem satyra. Brwi jego, jeszcze dosyć ciemne, zniżały się ustawicznie i podnosiły, jak maszynka do rachowania.
Są w mieście ludzie, którzy pamiętają go jako małego negocjanta, co się pieszo wałęsał w Poznańskiem i z szlachtą drobne robił interesa. Z tych drobnych interesików uciułał zapobiegliwy ajent jakąś małą fortunkę i z nią przeniósł się do fortecy «Goliata», który w oka mgnieniu poznał w nim genialnego człowieka. I nie długo trwało, a poczciwy, między szlachtą wielkopolską powszechnie znany Warner, został namiestnikiem na pograniczu ziemi polskiej tej znakomitej firmy europejskiej. Odtąd zaniechał już owych