upoi się twemi wdziękami! Z tęsknotą wspomnisz o ziemi macierzyńskiej, która cię wychowała, młodość twoją stroiła w kwiaty, dała ci posag bogaty z wód błękitnych, a tyś je zaniosła do obcych, ty dziecię sławiańskie poszłaś do nich w służbę, nosząc na swoich dziewiczych barkach ich towary i bogactwa, pracując w ich młynach i fabrykach jako czarna niewolnica, rozdzielając swe ciemne warkocze na tysiące ramion obcych...
Stary ekonom stał ciągle przy drzwiach i kręcił wąs to w tę, to w ową stronę. Milczenie młodego lekarza mocno go niecierpliwiło. Nie mógł pojąć, jak można w nocy przez okno patrzeć, jak można obrócić się plecyma do starego wachmistrza, który miałby tyle ciekawych rzeczy do opowiadania! Ale już to świat dzisiejszy taki, pomyślał sobie stary ekonom, młode pokolenie nie ma czci dla żadnej tradycji, a zamiast w nią jak w tęczę patrzeć, obraca się do niej plecyma, aby po ciemnej jak noc przyszłości bezmyślnie błądzić!
Może nie tym stylem myślał sobie stary ekonom, ale coś podobnego musiało mu przelecieć przez głowę, bo nią potężnie pokiwał, a wyjąwszy z kieszeni krótką fajeczkę, zapalił ją sobie w sekrecie.
Młody lekarz nie widział wcale tej szczególnej konfidencji starego ekonoma. Oparty o okno, patrzał ciągle przed siebie, w daleką, szarą przestrzeń. A tam daleko, na ciemnem niebie malują się wieże, Dąbczyna, masa czarnego muru wznosi się wysoko, a u jego stóp wije się obłudna kochanka, rzeczka błękitno-oka, usypiając go ostatnim zdradliwym pocałunkiem i... Śpij stary, siwy grodzie, ostatnia strażnico ziemi sławiańskiej, upojony złotym snem i roskoszą; śpij słodko na kresach ziemi polskiej! Ale biada ci, gdy się zbudzisz. Zdradziła cię kochanka twoja błękitno-oka, poszła do obcych, a oni za jej śladem przyjdą do ciebie, stary, siwy grodzie, ostatnia nasza strażnico, i mury twoje rozbiorą i podzielą między siebie, aby pamięć po tobie nie została!... Oto już stanęli w koło ciebie białym szeregiem, ściskają cię coraz więcej, upadniesz stary, siwy grodzie, strażnico ziemi naszej!...
— Młody lekarz odwrócił się nagle od okna i rzekł do starego ekonoma, który tymczasem z ułańską zręcznością zakrywał po za sobą ulubioną fajeczkę:
— Czy to Dąbczyn tam na prawo?
— Dąbczyn, wielmożny panie — odpowiedział ekonom.
— A ten białawy pas po za nim?
— To niemiecka osada Siegesfeld, dawniej po naszemu Żegocin.
Strona:Zacharjasiewicz - Na kresach.djvu/16
Ta strona została skorygowana.