— Do czego zmierzam?... Ot, sen opowiadam ci i nic więcej, sen, który mnie trochę uczynił niespokojnym, jak się to zazwyczaj ludziom w moim wieku zdarza.
Otton rzucił się na fotel, podparł ręką głowę i zamyślił się. Ojciec przechadzał się po pokoju i zawsze z pod oka patrzył na syna.
— Te śmiejące się satyry i nieznośne karjatydy, które nasz dom oszpecają, będziesz musiał oddalić, mój synu, gdy tutaj sam gospodarować zaczniesz. Ty musisz to wszystko oczyścić, mnie już na to czasu nie staje — dodał z smutnem westchnieniem.
— Wszak na to nie trzeba wiele czasu — poderwał syn.
— Nie, wcale nie — odpowiedział ojciec z wlepionemi w ziemię oczyma — wcale nie wiele, tylko jednego pokolenia.
— Jednego pokolenia?... o czem mówisz, ojcze?
— Mówię o naszym domu... i o naszem imieniu, mój synu!
— Cóż nasze imię? — Będzie piękne i znakomite, nie lękaj się.
Otton wypatrzył się na ojca, którego twarz okryła się rumieńcem gorączkowym.
— Nie jesteś dzieckiem, mój synu — oz wał się negocjant — i wiesz, jak się dzisiaj tworzą imiona. Bo dzisiaj to tylko idzie w górę, co własną siłą z gminu się podnosi. Stare herby i szlachectwa upadają, a jeźli kto z gminu zacznie robić pieniądze i przychodzi do wielkiej fortuny, zaraz ludzie złośliwi zwracają na niego oczy i szukają plam na nim, aby się w swojem ubóstwie pocieszyć. U nich każdy, kto przyszedł do majątku, musiał do tego przyjść złodziejstwem, lub zabójstwem.
— Któżby śmiał i poważył się — rzekł Otton, wstając z krzesła.
— Nikt nie poważy się powiedzieć ci to w oczy, mój synu, ale za plecyma pokazują palcami i śmieją się, jak te szydercze satyry i karjatydy.
— Smutne mi rzeczy odkrywasz, mój ojcze, bo w takim razie wolałbym być biednym.
— Ty masz dziwnie głupie serce, mój synu; w tem jesteś kubek w kubek podobnym do nieboszczki matki twojej. Mówię ci, że na to potrzeba jednej generacji i nic więcej. Ze mnie śmieją się i pokazują palcami za mną, a ciebie będą prosić na kanapę; ty będziesz u nich świętym człowiekiem... gdy mnie na świecie nie będzie.
Ojciec i syn zasmucili się wzajem tym dziwnym zwrotem myśli. Po chwili rzekł znowu negocjant:
— Bo to jest już w charakterze ludzi. Gdybyś najpo-
Strona:Zacharjasiewicz - Na kresach.djvu/164
Ta strona została przepisana.