długim szeregiem artyści, literaci i poeci... szli z nutami oraz książkami w ręku i z skromnym ukłonem, w czarnych frakach i białych rękawiczkach ofiarowali mu dedykacje, utwory, obrazy...
— Tylko musisz się strzedz «drobnych interesów» — mówił dalej negocjant — bo te niepotrzebnie walają człowieka.
Westchnął stary bankier i zamyślił się na chwilę, poczem dalej mówił:
— W takim razie możesz ożenić się z panną znakomitego rodu, z kamienicy zrzucisz te nieznośne karjatydy i satyry, a dasz marmurową kolumnadę i napiszesz nad nią: Hotel Warnerów.
Młodzieniec, siedzący na kozetce, skrzywił się na tak łudzącą propozycję; zdawało się, że ta marmurowa kolumnada i ten napis nad nią krzyżowały mu coś, co sobie wewnątrz serca zapisał. Nie widział tego jednak stary negocjant, bo oszołomiony marmurową kolumnadą i napisem nad nią, tak z góry stąpał po perskim kobiercu, jakby istnym był Goliatem, depcącym gruzy rozwalonej świątyni, która go przed chwilą żywcem pogrześć chciała. Uczyniwszy zadość swemu wzburzonemu sercu, stanął przed kozetką, a wlepiwszy wzrok swój w twarz rozmarzonego młodzieńca, zawołał nagle:
— Ottonie!
Młodzieniec podniósł się z kozetki, głos ojca zapowiadał mu coś nadzwyczajnego. Jakby miał coś na sumieniu, spuścił oczy i począł się bawić poręczą kozetki.
— Ottonie! — mówił negocjant tym samym uroczystym głosem — Ottonie, wyznaj mi szczerą, świętą prawdę!
— Słucham cię, ojcze — odparł zmięszany nieco młodzieniec.
— Ottonie, czy twój honor jest czysty dotąd?
— Mój honor... nie czuję się winnym niczego.
— Wiem bardzo dobrze, żeś nic takiego nie uczynił, coby mogło twój honor splamić... Ale Ottonie, ja rozumiem pod honorem ten honor noblesy, który się plami, gdy się kto otrze o niego nieprzyzwoitem słowem.
Młodzieniec milczał.
— Nasz honor, honor kupiecki, honor negocjanta, jest to rzetelność w wypłacaniu i nic więcej. My na słowa nie zważamy. Ale ty, Ottonie, musisz okazać światu, te masz tak samo drażliwą krew jak i szlachta, bo ja... ja myślę o tytule dla ciebie.
Nawet promesa tytułu nie mogła młodzieńca wyrwać z dziwnego zamyślenia.
Strona:Zacharjasiewicz - Na kresach.djvu/166
Ta strona została przepisana.