syjkę, jako niełaskę dwom. Bohater szlezwicki wałęsa się dzisiaj po dobrych obiadkach, bo w jego domu głód i nędza.
W perspektywie widać jeszcze kilku «drobnych negocjantów». Wyglądają dobrze i rumiano, a nawet są dobrej tuszy. Uciuławszy sobie po kilkakroć sto tysięcy, stanęli u kresu marzeń swoich, uspokoili się na duchu i roztyli się na ciele. Brzuchy swoje, którym dzisiaj najwięcej poświęcają czasu, okrasili rajskiemi jabłkami i złotemi brylokami. Pysznie i okazale wyglądają w oddaleniu, na tle czerwonych tapetów salonu. W salonie obok inteligencji lub szlachty czują się jakoś żenowani, ale za to na ulicy, to panowie całą gębą. Tam to widział ich Heine i napisał o nich:
Und in der Hosentasch’ die Hand’,
Auch die Verdauungskraft ist gut,
Jeszcze «dysponent» z po za czarnego stołu i kilku poufniejszych przyjaciół Warnera, a będziemy mieli cały obraz tych znakomitych gości, zgromadzonych w kamienicy o śmiejących się karjatydach.
Stary negocjant uwija się na wszystkie strony. Każdemu szepnie coś do ucha, tego za rękę ściśnie, tamtemu głową przesyła swoje powitanie.
Otton tylko chodzi po kątach salonu smutny i zamyślony. Jakaś złowieszcza mara snuje się za nim i niepokoi go. Tam w dali, w białej, przezroczystej szacie miga przed nim postać pięknej dziewicy... wychylającej się ku niemu z okna dąbczyńskiego zamku... a ojciec przechodząc koło niego, uderza go po ramieniu i szepcze mu do ucha:
— Ottonie, to mary i nie więcej! Ona nie będzie twoją żoną!...
Młodzieniec się wzdryga, ucieka do innego kąta salonu, jego serce chce rozbić pierś bolejącą... I widzi tę samą postać, oddalającą się od niego, widzi zamek dąbczyński, który coraz więcej niknie w mgle białej... a za jego plecyma znowu ojciec, znowu szepce mu do ucha:
— Ottonie, Dąbczyn będzie twój, kupię ci Dąbczyn!
Otton ucieka do drugiego salonu i tam jakaś mara złowieszcza ciągnie się za nim. Widzi przed sobą zamek dąbczyński, widzi Janinę, widzi bogactwo i dostatki... a tuż przed nim staje szlachcic niemiecki — mierzą kroki, biorą pistolety... któż padnie?...
Młodzieniec się wzdryga, patrzy do drugiego salonu i widzi tam ojca, uśmiechającego się i szczęśliwego, który mruga do niego i zdaje się mówić: