uderza aż na dno serca. Kamień odżyłby na ten głos i drżałby jak listek brzozy!... Jak słodkie były jej słowa! Co za luby niepokój ogarnął ją całą przez tych chwil kilka, gdyśmy byli sami!... O nie, wrażenie to nie zatrze się w sercu mojem, a jeźli pozostanie tylko jednem mojem uczuciom na całe życie, to zamknę je w głębi duszy mojej, jak kochanka perłę, a świat cały będzie dla mnie wielkim, pustym grobem!...
Tak dumał sobie nieszczęśliwy młodzieniec, a dwie łzy zakręciły się w jego pięknych, niebieskich oszach. Piękna, niewieścia dusza jego wyciągała co prędzej drżące, słabe ramiona swoje, aby się oprzeć, aby się jak powój owinąć koło mocniejszej gałązki.
— Nie — rzekł do siebie, wstając z kozetki — nie mogę dłużej cierpieć bezczynnie. Kobiety nie lubią kochanków, którzy, jak się nasz Göthe wyraża, śpiewają im pieśni szpitalne. Mężczyzna powinien dać dowód siły swego uczucia... Niech ojciec myśli sobie, że ja za firmę naszą strzelam się... o nie, ja strzelam się za ciebie i za ciebie chcę zginąć, droga, piękna Janino, ubóstwiony mój ideale! A jeźli zwyciężę... z twoich rąk, czysta królowo, odbiorę nagrodę...
muszę ją mieć, muszę...
Iskra szlachetnego zapału zabłysła w oczach młodzieńca. Zbliżył się do stolika, napisał kilka słów, zadzwonił na służącego, a wręczywszy mu dwie małe kartki do ręki, wysłał go na miasto.
Za kilkanaście minut otworzyły się drzwi z łoskotem, a dwóch młodych oficerów z srebrnemi epoletami na ramionach weszło do pokoju.
— Ach. Ottonie! myśleliśmy, żeś zapomniał o nas! — zawołali na raz.
— Bierzcie cygara... oto są cabanos, lanzas, trabucos.
Dwie szczęki odgryzły na jedno tempo dwa grube lanzasy, jak dwa patrony prochu.
— Czy Madery, czy Gabinet? Dwa języki wymówiły w jednym czasie słowo: «gabinet, ale tak miękko i pieściwie, że g przeszło zupełnie na j.
— Spodziewam się, że jesteście moimi przyjaciółmi.
Dwie pary oczu błysnęło na znak przychylnej odpowiedzi.
— Otóż miałbym do was prośbę.
Para wąsów zaruszała się uśmiechem ironicznym, który miał mówić: Co za prośbę może mieć syn bankiera do biednych lajtnantów piątego pułku!
— Ale to rzecz trochę drażliwa!
Strona:Zacharjasiewicz - Na kresach.djvu/183
Ta strona została przepisana.