Obaj lajtnanci otworzyli usta i oświadczyli znakomitemu swemu przyjacielowi, że dla niego, dla jego lanzasów i Madery, są w stanie poświęcić się, gdyby nawet i życie dać!.. Na dowód czego wspomnieli o historycznej swojej energji roku pańskiego 1850, kiedy to Austrję chciano zgnieść z kretesem. I byłoby się to stało, gdyby nie stanęła w drodze Rossja...
— Panowie, mam pojedynek!
Na to ani jeden, ani drugi przez długi czas nic nie odpowiedział. Poglądali tylko po sobie. Lanzasy jakoś nie były najlepszego gatunku, «gabinet» coś nie wysadził korka a był istotnie kwaskowaty i dosyć lichy.
Po niejakim czasie ozwał się jeden:
— Nie tłumacz sobie na złe naszego milczenia, kochany Ottonie. Rzecz ta wymaga wszechstronnego poglądu. Wprawdzie r. 1850 niktby się z nas nie zastanawiał, ale dzisiaj, gdy już pół roku od tego czasu minęło —
— I musisz wiedzieć — dodał drugi — to wcale co innego sprawa publiczna, a sprawa jednostki...
— Ale mimo to — mówił pierwszy.
— I ja nie jestem absolutnie od tego — mówił drugi.
Lanzasy pogasły, gabinet do szczętu skwaśniał.
— Otóż słuchajcie — rzekł młodzieniec. — Moim adwersarzem jest pan Von der Mark!
— To piramidalne głupstwo! — wyrzekli obaj naraz.
— Von der Mark! — powtórzył Otton.
— Wybornie strzela!
— Trafia muchy na ścianie.
Młodzieniec spuścił głowę i zamyślił się.
Lanzasy jakoś się znowu roztliły, «gabinet» poprawił się i zgoła był nie zły.
— Opowiedzże nam przedewszystkiem, jak to było — rzekł jeden — może sprawa więcej nie warta jak butelki szampana.
— Może wcale żadnej nie ma obrazy! — rzekł drugi.
— «Pod czarnym łabędziem» jadłem obiad — mówił Otton. — Pan Von der Mark siedział przy tym samym stole i według swego zwyczaju głośno i z pretensją rozmawiał.
— W tem nie ma jeszcze żadnej obrazy. Wolność zdania zabezpieczona jest ustawą.
— Mówił dalej, że każda Polka dla wąsów «en hussard», dla złotych epoletów i długich butów — z ostrogami, gotową jest porzucić męża, dom i dzieci, jeźli to wszystko nie da się gładko oszukać.
— Pan Von der Mark jako «cavalier» musi mieć na to dowody, bo właśnie nosi długie buty z ostrogami.
Strona:Zacharjasiewicz - Na kresach.djvu/184
Ta strona została przepisana.