Strona:Zacharjasiewicz - Na kresach.djvu/186

Ta strona została przepisana.

— To być nie może!
— Tak jest w istocie!... Więc proszę was jako moich przyjaciół...
— Hm, trudna rada!
— Najlepszy strzelec na całem Pomorzu.
— Zastrzeli każdą muchę na ścianie!

Gdy jednak drugi i trzeci «gabinet» pękł z przyzwoitym hałasem, a wino nie tylko do głowy, ale i do serca się wkradło, obaj przyjaciele ucałowali serdecznie Ottona, a poprawiwszy epoletów, wspomnieli jeszcze po raz trzeci «intra parenthesim», że pan Von der Mark najlepszym jest strzelcem na całem Pomorzu, że jest typem prawdziwego germańskiego junkra, który sobie w kaszę napluć nie da, i że zastrzeli każdą muchę, którą mu na ścianie wskażesz. A że to wszystko rozmarzonego młodzieńca z terminu zbić nie mogło, więc czyniąc zadość prośbie przyjaciela, westchnęli razem, spojrzeli po sobie i nic nie mówiąc, z dyplomatycznym wyrazem na twarzach udali się pod «czarnego łabędzia», w którym przeszedłszy schody Nr. 3, na pierwszem piętrze pod Nr. 12 mieszkał ów straszny pan Von der Mark.



Już było nad wieczorem. Goście obiadowi porozchodzili się lub porozjeżdżali, jak kogo stać było. Dom o śmiejących się karjatydach był znowu tak cichy i spokojny, jakby mieszkańcy jego posnęli lub wymarli.
Przekonawszy się, że po chwilowej rozterce wszystko w dawne karby powróciło, że lokaje pozdejmowali suto srebrem i złotem obszyte liberje, że spiżarnia i piwnica szczelnie na dwa zamki zamknięta, odetchnął swobodniej stary negocjant i po wązkich, kręconych schodkach spuścił się do ulubionego swego gabineciku. Zastał tam wszystko w dawnym porządku. Żelazne skrzynie stały jak zawsze na szynach żelaznych, przykute łańcuchami do muru i podłogi; to samo biórko ogrodzone kratką żelazną; ten sam stół zimny, marmurowy, na którym każdy fałszywy kruszec zdradzał się podłym dźwiękiem... wszystko to było jak wczoraj, przedwczoraj, jak zawsze.
Uśmiechnął się stary negocjant do stałych swoich przyjaciół; jakoś milej, jakoś swobodniej było mu tutaj, niżeli tam na pierwszem piętrze, między ludźmi, którzy nie są tak zimni i milczący, jak te skrzynie żelazne, jak ten stół marmurowy. Nawet ów zegar długi, mosiężny, który tak powoli i tak akuratnie stukał, był jego dobrym przyjacielem i za każdem regularnem uderzeniem godziny przypominał