— Link przyniósł mi nie bardzo dobre wieści — dumał sobie — mianowicie o Dąbczynie wcale nic dobrego. Dąbczyn musi być moim, mój syn musi mieszkać w zamku. Człowiek jest to jak obraz. Mało jest prawdziwych znawców, aby na pierwszy rzut oka rozeznali rękę mistrza. Ale niech ten obraz ma pyszne złote ramy, to gawiedź stanie przed nią, z rozdziawioną gębą i krzyknie: Musi to znakomity być obraz, kiedy ma takie ramy! Człowiek potrzebuje ram, pysznych, złotych ram, inaczej zniknie i nikt na niego nie patrzy!... Mój syn musi mieć zamek i miasto, musi mieć klucz cały, musi się zbratać z szlachtą, być ty a ty, a imię Warner będzie wtedy lubione, będzie imię znakomite!...
I lekkka chmurka osiadła na czole marzącego negocjanta.
— Ale margrabia oszczędza się... zechce sam gospodarować... Ale nie, nie, to być nie może, dla niego nie ma ratunku. Więcej dzisiaj wynosi procent, niżeli dochód; a życie?... A gdyby się uparł i jakie sześć, ośm lat przesiedział kołkiem w Dąbczynie i cicho siedział... Ale nie, to być nie może! Tego głupstwa nie uczyni margrabia, ani margrabina. Podupadłby w opinji u wszystkich swoich znaj ornych... A jeźli zięć bogaty...
Tu nagle zerwał się negocjant: uczuł, że ciepły, gorący prąd przeleciał mu przez piersi. Twarz jego zarumieniła się, oko zabłysło. Nawet wyprostował się i śmiałym krokiem począł się po kantorze przechadzać.
Dziwne jest to serce. Cóż je żywi, cóż je rozgrzewa? Oto ten biedak w podartej odzieży, tam na poddaszu przeciwległej kamienicy wychyla rękę do wróbla i rzuca mu ostatki jadła swego... do jego drzwi kołace żebrak, a on daje mu ostatni może grosz... na co?... dla iskierki owego ciepła, które mu serce ogrzewa... A stary negocjant miał ciepło w temże samem sercu, gdy mu nagle przyszła do głowy myśl genjalna, jakim sposobem najkrótszą przyjść drogą do cudzej własności!... « Ciało wasze jest to naczynie Ducha świętego, mówi jeden z ojców kościoła, a w miarę tego, czem je ogrzewać będziecie, będzie was sądził Bóg na dniu ostatecznym...»
Ciemne, wilgotne mury kantoru rozjaśniły się; jakoś ciepło, a nawet duszno — zrobiło się staremu negocjantowi. Zdjął ciepły surdut, a przechodząc koło stołu marmurowego, na którym zimne stały zakąski, zdawało mu się, że wszystkie są gorące, że widzi parę buchającą z zimnej rulady i drżącej galarety.
— Tem raźniej trzeba się brać do dzieła — rzekł do siebie, zacierając ręce — aby jaki bogaty zięć nie przeciął mi drogi. Jeźli margrabia zabierze się do robienia majątku
Strona:Zacharjasiewicz - Na kresach.djvu/188
Ta strona została przepisana.