się o tem, spoił mnie jak cztery dziewki. Chciał mi psa odebrać, ale nie dałem mu, bo jakoś bardzo dobrze mi się podobało, odpowiadać lutrom, jak się ten pies nazywa.
Rzekłszy to stary ekonom, wytrzepał z fajki popiół, a zapaliwszy ją na nowo, mówił dalej:
— Otóż i psisko sprowadziło mnie z drogi. O panu Górnickim miałem mówić. Wieś Mogiły, ot tam, gdzie ta kupka drzew się czernieje, jest to piękna i rozległa osada. Ma wprawdzie grunt mokry, ale jakie takie rowy, a w życie mógłby się człowiek schować. Ale pan Górnicki nie wiele dbał o to i nie bardzo zaglądał do gospodarki. Chociaż był nieżonaty, dom jednak prowadził wielki; miał ładne konie i karetę, polował i ucztował z gośćmi, których zawsze było pełno u niego. Pan major często napominał go, aby się powściągnął, bo wieś pójdzie na takie życie, na co pan Górnicki śmiejąc się, odpowiadał: «Kochany szefie, nic tu nie pomoże. Gdybym żył o suchym chlebie, to wieś Niemcy wezmą, bo ja z nimi sąsiaduję i widzę, co oni robią. I wszyscy pójdziemy z torbami, jeśli się tymczasem na lepsze nie zmieni, bo szlachcic polski nie utrzyma się przy ziemi. Oni i na piaskach pszenicę mieć będą, a szlachcic i na gnoju ma pustki. Już niebo nam nie sprzyja. Ja pierwej, bom z brzegu, a ty po mnie, kochany szefie, pójdziesz z torbami, a Niemcowi zrobisz miejsce.» Tak mówił zawsze do majora pan Górnicki i w niczem trybu życia nie zmienił.
Widu obrócił się znowu do ściany szpitalu i począł szczekać przeraźliwie. Znowu jakiś niewyraźny cień przesunął się przez szyby okienka, ale Widu rzucił się z wściekłością na niego i znowu zapędził go po za węgły browaru.
— Otóż raz już było bardzo krucho z panem Górnickim. Kilku Niemców zjechało się do Mogił i chcieli wieś sprzedać na licytacji publicznej. Mój pan i kilku innych panów udało się do Mogił i gadu gadu z Niemcami, ale ani rusz przyjść do jakiejś ugody. W tem jeden z tych Niemców, niejaki Warner, którego pan nieraz widzi w Dąbczynie, przyjął cały dług na siebie i obiecał czekać panu Górnickiemu jeszcze lat kilka. Tymczasem sąsiedzi nasadzili się na hrabiego z Dąbczyna, że pana Górnickiego wziął na komisarza i rządcę dóbr swoich. Tym sposobem mógł pan Górnicki wyjść z biedy i Mogiły oczyścić. Od tego czasu był Warner częstym u niego gościem; on to wprowadził go do Dąbczyna, gdzie teraz większym jest panem od samego hrabiego i niby rad mu gospodarskich udziela.
Widu obiegł tymczasem szpital na około, a zwróciwszy się ku Mogiłom, począł wyć przeraźliwe.
Strona:Zacharjasiewicz - Na kresach.djvu/19
Ta strona została skorygowana.