dzieli, ile ty sam, Pifke, odebrałeś ziemi właścicielom polskim przez twoje procenta!...
Piłkę wystawił półtora zęba, potem wystawił język i oblizał je od ucha do ucha, jak gdyby go najlepszy spotkał kompliment.
— Jeden ekonomista mówił jeszcze jako tako — prawił dalej gospodarz — a nawet powiedział kilka rzeczy bardzo ładnych. Ale reszta to pożal się Boże!... U jednych była jakaś absolutna, narodowa idea, która rozszerza granice państwa; u drugich była to potęga oświaty naszej, która sąsiedni podbija naród; inni znowu utrzymywali, że Sławianie są na to stworzeni, jak mszyce u pracowitych mrówek, abyśmy ich doili i ich mleko jedli; a poczciwy radze a floty powiedział, że naród to jak morze, które na wschód się ciśnie... a nawet ktoś nas przyrównał do piasków Sahary, która coraz więcej Egiptu zabiera... A wszystko to ma się dziać błogosławionym pędem cywilizacji... na korzyść ludzkości...
— O naszych uczonych można to samo powiedzieć, co powiedział Napoleon podczas bitwy — ozwał się młody, blady negocjant.
Negocjanci spojrzeli na mówiącego. Był to renegat inteligencji. Porzucił doktorat, którego już był blizko i zaciągnął się w szeregi negocjantów. Jego towarzysze szanowali w nim zawsze naukę, bo ją zawsze na ich korzyść wykładał.
— Aha, słyszałem coś o tem — rzekł gospodarz — mówił, że to są ideologowie i nic więcej!
— Nie o tem myślałem — mówił młody negocjant. — Napoleon miał zawsze uczonych przy armji. Wszystko to ciągnęło się w tyle wraz z osłami, objuczonymi różnym pakunkiem. Podczas jednego niespodziewanego napadu krzyknął Napoleon mimo woli: Osły i uczeni do środka!
Pifke wystawił półtora zęba i roześmiał się tak przeraźliwie, że aż gospodarz na niego się wypatrzył.
— Bardzo słusznie powiedział Napoleon — mówił dalej gospodarz — moi goście pletli i nic rozsądnego nie powiedzieli. Jeżeli sąsiednia polska prowincja już prawie w naszem jest ręku, jeźli co roku mniej jest właścicieli polskich, a koloniści coraz więcej ziemi nabywają, to się wcale nie dzieje za pomocą jakiejś idei, ani cywilizacji; nie jest to żaden idealny prąd narodu, ale po prostu: są to nasze pieniądze i nic więcej... nasze pieniądze! My jesteśmy producenci pieniędzy, a szlachcic polski jest konsumentem pieniędzy. U nas pieniądz robi na pieniądz — tam pieniądz jest dla wygody i fantazji. Im większy szlachcic polski ma kredyt, tem pewniej wieś traci... Tak Pifke, ty
Strona:Zacharjasiewicz - Na kresach.djvu/190
Ta strona została przepisana.