Strona:Zacharjasiewicz - Na kresach.djvu/192

Ta strona została przepisana.

dziś rano wymieniał je... dwa kroć sto tysięcy... margrabia da mu córkę...
— Ojcze! — zawołał młodzieniec i rzucił się w boleści na pierś ojca.
— Precz mi z oczu! — krzyknął negocjant i odepchnął syna od siebie.
— Odpychasz mnie? — zawołał zdziwiony młodzieniec, a łzy stanęły mu w oczach.
— Precz! W twoich żyłach jest krew «drobnego negocjanta», podła krew i nic więcej!

Negocjanci wpatrzyli się na siebie — w kantorze było zimno, strasznie zimno.



IV.

Blady i cały drżący wrócił Otton do swego mieszkania. W jego oczach gotowała się rozpacz, usta paliły się gorączką. Rzucił się na fotel i zacisnął ręce.
— We mnie jest podła krew negocjanta! — rzekł do siebie — jam jej nie godzien!
Dwa Lanzasy buchnęły z kanapy gęstym dymem, dwie pary wąsów zaruszały się z wielką sympatją.
Młodzieniec nie widział tych oznak współczucia swoich przyjaciół, martwym wzrokiem patrzył przed siebie. A przed jego oczyma przesuwała się z wcina piękna kobieca postać, patrzyła nań okiem pełnem uczucia, dotknęła się jego ręki swoją białą, drżącą rączką!... A za nią krok w krok postępował srogi, nieznany rywal jego, śmiałą ręką uchwycił szatę, przyciągnął do siebie i w jego oczach na ustach pięknej dziewicy wycisnął gorący, długi pocałunek!... I rzekł do płaczącej: On nie był godzien ciebie, on nie chciał bronić twojej sławy, w nim podła krew negocjanta! Jam ją obronił!...
I zerwał się biedny młodzieniec i z obłąkanym wzrokiem stanął przed kanapą, na której siedzieli obaj jego przyjaciele.
Dwa Lanzasy buchnęły znowu dymem do niego jak dwa zapalone lonty, gotowe na jego rozkaz.
— Opowiedzcie mi, jak to było? — rzekł młodzieniec rzewnym głosem.