Młodzieniec z wytężonem okiem wypatrzył się na mówiącego.
— Będziesz się strzelał z pierwszym lepszym, który się krzywo na ciebie popatrzy! — mówił dalej Lanzas.
— Wyborna myśl, warta jednej butelki szampana! — zawołał drugi Lanzas i zadzwonił na służącego.
— Jakto? — zapytał młodzieniec.
— Na ulicy, w teatrze, «pod czarnym łabędziem», w kawiarni, lub gdziebądź, nastąpisz komu na nogę, szturkniesz go łokciem, wytrącisz mu cygaro i powiesz mu przy tem grubiaństwo, lub coś podobnego — i sprawa gotowa! My pójdziemy z tobą!
— Pójdziemy z tobą! — zawołał drugi Lanzas — tymczasem każ służącemu... bo gardła wyschły.
Świeża butelka stanęła na stole.
— Jeszcze mi nie jasna wasza rada — odrzekł młodzieniec — nie wiem, jakim sposobem człowiek zupełnie nieznany, niewinny...
— Jesteś strasznie młody, Ottonie, strasznie młody! — mówił pierwszy Lanzas, wyciągając korek z butelki.
— Strasznie młody! — mówił drugi, podstawiając szklankę.
— Na świecie tak prostą drogą nie daleko zajdziesz! — rzekł pierwszy, lejąc pienisty trunek do szklanki.
— Nie zajdziesz daleko tak prostą drogą na świecie! — rzekł drugi, przykładając szklankę do wąsów.
— Trzeba się różnym sposobem ratować! — mówił pierwszy, biorąc za szklankę.
— A my tymczasem rozniesiemy po całym świecie, że Otton Warner strzelał się, walny chłopiec, krew nie lada! — mówił drugi, lejąc do szklanki.
Młodzieniec stał jak posąg, nie wiedział co się z nim dzieje.
— A teraz — rzekł pierwszy, wpychając mu do rąk ogromną szklankę — teraz pij z nami zdrowie tego, z którym jutro strzelać się będziesz!
— Pij z nami! wieczorem pójdziemy szukać awantury!
Młodzieniec trzymał machinalnie szklanicę w ręku. W uszach mu szumiało, przed oczami latały jakieś widma złowieszcze.
Wreszcie podniósł szklankę, przyłożył ją do ust i jednym tchem wypił co do kropli.
Gorący strumień przebiegł go od stóp do głowy, krew zawrzała mu w żyłach. Z przed jego oczu uchyliły się mary złowieszcze, a jakieś rajskie, roskoszne obrazy stanęły przed nim. Zdawało się mu, że stoi w ogromnym cyrku, ubrany jako rycerz dawny w kiras i hełm, z piórem czerwonem
Strona:Zacharjasiewicz - Na kresach.djvu/195
Ta strona została przepisana.