— Otóż w styczniu — mówił dalej ekonom — roku 1846 przyjechał Warner do Mogił. U pana Górnickiego było kilku sąsiadów i mój pan z nimi. Ja siedziałem w kredensie i czekałem na mego pana. Co się tam między nimi działo, tego nie wiem, ale widziałem, że pan Górnicki wnet wyszedł do sieni mocno zmięszany, a za nim Warner. Poszli do przyległej izdebki, z której jedne drzwi wychodziły do kredensu. A że w kredensie nie było nikogo, bo służba gdzieś się rozbiegła, przyłożyłem oko do dziurki od klucza, aby widzieć, co się tam dziać będzie. Mówiąc prawdę, miałem zawsze wstręt do tego Niemca i mogłem coś najgorszego sobie wyobrazić. Pan Górnicki był mocno blady, chodził po pokoju i łamał ręce, ale co między sobą mówili, tego słyszeć nie mogłem. Wreszcie wyciągnął Warner jakieś papiery z zanadrza, a pan Górnicki siadł i coś w nich pisał. Widziałem, jak mu łzy kapały... Potem wyszli obaj, a Warner pożegnawszy się w sieni z panem Górnickim, siadł na bryczkę i odjechał. Panowie zaraz się rozjechali, a pan major powtarzał często w drodze: «Poczciwy Niemiec, biedny Górnicki!...» Jeszcze tej samej nocy wyjechał pan Górnicki z Mogił, a nazajutrz rano przyszedł do dworu komisarz rządowy z żołnierzami; ale we dworze już nikogo nie było. Okazało się, że Warner jeszcze przed pół rokiem kupił już był Mogiły od pana Górnickiego, miał nawet to od niego na piśmie.
— I gdzież jest teraz pan Górnicki? — zapytał lekarz, który z ciekawością słuchał opowiadania starego ekonoma. Ekonom podniósł oczy do nieba i machnął ręką.
— Pan Górnicki — mówił po chwili — wyjechał był do Galicji i ztamtąd więcej nie wrócił. Pan major, gdy się o tem dowiedział, poszedł po raz ostatni nad rzeczkę graniczną, a widząc na łące jadącego młodego Warnera ze szpicrutem w ręku, którym mu się z daleka kłaniał, rzekł do mnie: «Zrzuć tę kładkę, Jakubie, redutę naszą już wziął nieprzyjaciel.» I uczyniłem zaraz, jak mi rozkazano, ale droga, którąśmy niegdyś wydeptali do Mogił, dotąd jeszcze nie zarosła. Starszy nasz pan mówi na to, że ścieszki naszego żywota zostaną wiecznie, bo według nich sądzić nas będzie Bóg w dniu ostatecznym! Biedny Górnicki, niech mu Bóg nie pamięta, że kilkaset dusz wiernych zaprzedał lutrowi.
Młody lekarz wstał z krzesła, a przystąpiwszy do starego ekonoma, wziął go za rękę i rzekł:
— Poczciwy Jakubie! opowiedziałeś mi rzeczy, które mnie boleśnie dotknęły, ale oraz cieszę się, że podobne wypadki i dla nas są smutnemi. Każda piędź ziemi naszej, którą obcy nabywa, jest zwycięstwem odniesionem nad nami.
Strona:Zacharjasiewicz - Na kresach.djvu/20
Ta strona została skorygowana.