ludzkość, a całą ludzkość widziałem w tych pięknych oczach, które na mnie patrzały!... Ale wkrótce odwróciły się odemnie te dwoje pięknych oczu, w koło mnie smutno i pusto, upadłem jak kamień, który nie doleciał do mety, w kałużę mętów i błota!...
Jerzy wzdrygnął się i spojrzał po pustym pokoju. Nie było nikogo, wszędzie głucho. Jakiś przeciąg wiatru przybiegł od drzwi i zdawało się, że się drzwi otwarły, że jakiś stary żołnierz w podartym mundurze stanął na progu.
— Młody człowieku — rzekł do Jerzego i wystawił wyschłą rękę po jałmużnę — gdym był tak młody jak ty, latałem wysoko i marzyłem o wielkich zaszczytach. Tymczasem jako prosty żołnierz zbiegłem ze straży, na której mnie postawiono. Młody człowieku, i ty marzysz o stopniu bohaterstwa, a tymczasem nie umiesz ostać się na straży, gdzie cię jako prostego żołnierza postawiono!...
Wiatr przeciągnął znowu po pustym pokoju, widmo zniknęło, a Jerzy został znowu sam jeden. I przyszedł mu przed oczy gdzieś tam daleko biały domek rodzinny, w którym dzieckiem bawił się tarczą i zbroją dziadka... Przypomniał sobie wszystkie swoje sny i śluby, wypowiedziane spiekłemi usty w chwili szału i natchnienia — spojrzał za siebie i ujrzał, że spory kawał drogi już uszedł do założonego celu — i nagle upadł, upadł głęboko...
W tem jasne widno mignęło mu przed oczy. I słyszał ten głos, który całą wstrząsał duszą: Ty mnie nie kochasz!... I widział ów piękny, włoski pawilon w ogrodzie — ową pogodną, majową noc, w której tak cichy przyświecał księżyc... Ów ciemny, lipowy szpaler i świecącego w nim robaczka... Słyszał przy swojem sercu bijące drugie serce i te oczy ciemne, palące, patrzały na niego tak dziwnie, tak słodko!... A te białe, okrągłe ramiona tak drżały, jak dwie gałązki brzozy, oplatające gniazdo ptaszę!...
Jerzy schylił się po pióro i zaczął pisać.
W pokoju było cicho i smutno. Tylko pióro skrzypiało przeraźliwie i bryzgało po białym papierze, a piszącemu zdawało się, że ono ustraja jego słowa w najpiękniejsze arabeski!...
Około dziesiątej godziny otworzyły się drzwi — hrabia Leon wrócił z swego poselstwa.
— A cóż tam z dokumentem samobójstwa i testamentu? — zapytał, biorąc ze stolika świeże cygaro.
Jerzy w milczeniu okazał mu dwa złożone papiery.
— Jakoś zbyt krótko zbyłeś pan ciekawość świata! — rzekł hrabia Leon z uśmiechem.
Strona:Zacharjasiewicz - Na kresach.djvu/204
Ta strona została przepisana.