Strona:Zacharjasiewicz - Na kresach.djvu/214

Ta strona została przepisana.

— Siadajno, mości panie Warner, dobrze żeś przyjechał; opowiesz mi, jak tam właściwie stoję nasze interesa..
— O tem mówić nie warto, tak drobne rzeczy! — mówił negocjant, siadając na krawędzi krzesełka.
— Jakto drobne rzeczy, jeźli ci procentów nie płacę — odparł z uśmiechem margrabia.
— Gdyby wszyscy moi dłużnicy byli tacy jak pan margrabia, czegobym chciał!
— A jednak daję gardło, że tam w zanadrzu masz subhastę! — rzekł żartobliwie margrabia, zapalając cygaro.
— Jak pan margrabia widzi, że ja mam coś w zanadrzu! Co jabym dał za takie oczy! — ozwał się negocjant ze złośliwym uśmiechem.
— No! cóż tam, okaż! — rzekł margrabia, niekontent z swego planu, którym wilka z lasu wywołał.
— Pan margrabia słyszał zapewne o moim synu — mówił niby od niechcenia negocjant, rozwijając jakieś twarde papiery.
— Strzelał się?
— Strzelał się, strzelał!
— Niepotrzebnie to zrobił.
— Krew, panie margrabio, krew dobra.
— Lepiej, gdyby się zaprawiał do kantoru..
Negocjant spojrzał z ukosa na margrabiego i rzekł po chwili z udaną skromnością:
— Zapewnie, żeby to lepiej było. Ale cóż robić, gdy się komu dobrze dzieje, to zaraz patrzy wyżej.
— Powinieneś mu przecież wytłumaczyć, że kto w kantorze wekslarskim zrobił pieniądze, ten nie powinien nigdy z kantoru wychodzić.
Negocjant przygryzł usta, błysnął złośliwem okiem na popielate nogi margrabiego i rzekł:
— Przystąpmy do interesu.
— Słucham cię, mości Warner.
— Pan margrabia zamyśla trochę zająć się gospodarstwem.
— Chciałbym wglądnąć w moje interesa.
— Dzisiaj gospodarstwo nie rentuje się.
— Dowody tego masz w swoich rachunkach.
— A szkoda by było pozbywać się tak pięknego majątku.
— O tem jeszcze dotąd nie myślę.
— I bardzo dobrze robi pan margrabia... Ale myśleć potrzeba zawsze coś.
— Na przykład!