mu przez ramię i nadwerężyła pierś. Do tego szalona jazda hrabiego Leona wyczerpała jego siły. Ale na twarzy miał spokój nadzwyczajny. Słodki jakiś uśmiech igrał na jego bladych ustach.
Na oknie stała prześliczna «Pampa» i szczebiotała mu całą, konjugację słowa «kochać». Zdawało się Jerzemu, że nigdy słodszej nie słyszał wymowy, nigdy czulej nie wypowiedziano tego słowa!
Tak go zastał stary negocjant. Patrząc na młodego, tak łagodnie uśmiechającego się człowieka, przeklął w duchu wynalazek pojedynków i ozwał się z widoczną trwogą:
— Zapewnie niemiłym jestem gościem...
Jerzy uśmiechnął się, podał lewą rękę negocjantowi, który drżał na całem ciele, i rzekł:
— Nieprzyjaźń wszelka kończy się wraz ze strzałem — taki jest zwyczaj przy pojedynkach.
— Może być, ale ja prosty negocjant nie pojmuję tego — jabym takiego człowieka, co do mnie strzelał, koniecznie zabił.
— Nie lękaj się pan, ja syna nie zabiję.
— Ja wiem, pan masz ładny, delikatny honor I mój syn Otton ma taki sam; otóż dla tego, jak dwóch takich ludzi się zeszło, jak stal i krzemień, to zaraz ogień łysk!
— Pan masz zapewne interes do mnie?
— Interes?... prawie żaden... ot tak, chciałem się dowiedzieć, jak się pan ma.
— Mam się nie najlepiej, ale w Bogu nadzieja.
Negocjant słuchał z wielkiem natężeniem — na jego pomiętej twarzy malowało się uczucie trwogi.
— W Bogu nadzieja — poderwał szybko — w Bogu nadzieja, ja będę Boga prosić... Otton i Matylda będą go także prosili...
— Oświadcz im pan moje podziękowanie za współczucie.
— Otton i Matylda bardzo cieszyć się będą.... ale pan nie umrzesz? — dodał negocjant z wyrazem największej trwogi.
— Nie umrę, nie — odparł z uśmiechem Jerzy, patrząc na zatrwożonego negocjanta.
— No, proszę pana, nie umieraj pan! — zawołał negocjant. załamując ręce na znak zaklęcia.
Jerzy wypatrzył się na negocjanta. Na jego twarzy był wyraz jakiegoś konwulsyjnego rozdrażnienia. Nie mógł pojąć, coby to była za przyczyna tak gwałtownego uczucia.
— A gdybym umarł? — rzekł z uśmiechem i spojrzał głęboko w oczy — negocjanta.
Strona:Zacharjasiewicz - Na kresach.djvu/217
Ta strona została przepisana.