— Ja dam panu tysiąc talarów... nie umieraj pan! — krzyknął prawie w konwulsji negocjant.
— Tysiąc talarów, abym nie umarł? — powtórzył Jerzy, podziwiając tak szczególną propozycję.
— Dam dwa tysiące! — zawołał negocjant w myśli, że Jerzy chce się targować.
— Dwa tysiące!... — powtórzył z niedowierzaniem Jerzy.
— No, dwa tysiące, czy nie dosyć? — rzekł negocjant, któremu mimo wszelkiej gorączki, jaka nim w tej chwili miotała, wydała się ta suma dostateczną, aby biednego człowieka przy życiu utrzymać. — Dodam jeszcze pięćset — rzekł po chwili.
— Ale co pan mówisz! — zawołał Jerzy — pan jesteś w roztargnieniu, może jaki interes masz pan na myśli.
— Nie, nie, żaden inny interes, tylko żebyś pan nie umarł! — powtórzył stanowczo negocjant.
— Ale zważ pan, co pan mówisz!
— Ja wiem, co ja mówię... dla mego syna wszystko to zrobię.
— Chcesz pian kupić mi życie... życie, które nie jest w naszym ręku...
— Prawda, prawda! — zawołał negocjant i z wyrazem rozpaczy uderzył się w czoło. — Ja życia nie kupię!... Ja głupi, prosty negocjant! Biedny Otton!
Jerzy uczuł, że mu serce żywiej uderzyło. Świat ten tak brzydki, tak samolubny, okazał mu w tej chwili piękne oblicze swoje, które tylko niekiedy odsłania na pocieszenie strapionych. On widział w tej chwili sympatję obcych mu ludzi, widział jak uległszy na chwilę przesądom towarzyskim, podnosi się człowiek w całym blasku pięknej swojej natury i przywiązuje się do swego nieprzyjaciela — wypełnia najwyższą chrześciańską cnotę!
Z wielkiem wzruszeniem wyciągnął lewą rękę, a podając ją negocjantowi, rzekł szczerze i serdecznie:
— Powiedz pan Ottonowi, że mu wdzięczny jestem za jego przywiązanie i że go szacuję i kochani. Ja żyć będę i pragnę życia — ofiarowane mi pieniądze możesz pan na intencję moją i syna dać ubogim, którzy w nędzy i ubóstwie pragną śmierci, a umrzeć nie mogą!
— Dobrze, zgoda... ale te pieniądze będą u mnie do dyspozycji. Ja prosty negocjant, ja nie wiem, kto tam chce umierać, a nie może — rzekł uradowany negocjant. — A Ottonowi tymczasem przyniosę wieść radosną, że pan nie umrze.
— Nie umrę, nie —
— Bo to widzisz pan, jego sprawa jest w sądzie!
Strona:Zacharjasiewicz - Na kresach.djvu/218
Ta strona została przepisana.