ściem, już więcej nie zagoszczą,... to wysłańcy nieba zstąpili na ziemię... odtąd, niebo zamieszka między ludźmi...
W tem znany głos starego ekonoma i szczekanie psa ozwały się tuż pod oknem. Lekarz wpatrzył się w grupę, stojącą przed nim.
— Wielmożny panie — zawołał stary ekonom zachrypniętym głosem — otóż dzisiaj karanie boże. Bestja pijana jak kloc, a chrześciański człowiek jeszcze lutra ratować musi.
Towarzysze ekonoma położyli na ziemi ciało człowieka, który ani znaku życia nie dawał. Ekonom zaświecił mu w oczy latarką i rzekł:
— Trzeba mu krew puścić, to przyjdzie do siebie... Ależ bestja wypił kufę wódki!
Z poza ekonoma wybiegł czarny, kudłaty pies i warczał i szczekał. Lekarz potarł ręką po czole i zdawało się mu, że go nagle oblano zimną wodą.
A gdzież są owi aniołowie o złotych włosach, z jasną gwiazdą u czoła? Gdzież ów zły duch, co warczał w niemocy?...
Widu szczekał przeraźliwie i szarpał z wściekłością szaty człowieka, którego do szpitalu wnoszono.
Przypomnijmy sobie owego Marka Paliwodę, farmazona i niedowiarka gromady radziejewskiej, który z nią w ciągłej żył wojnie i tylko z kudłatym pieskiem w jakiej takiej był zgodzie, jak to sam ekonom niedawno nam opowiadał. Otóż ten Marek Paliwoda, który niedawno przed sądem gromady chyłkiem uciekać musiał, nie mógł w domu dosiedzieć, ani doleżeć do dnia białego, bo go coś paliło jak rozpalonem żelazem. Zdawało się mu, że ten djabeł, który z browaru porwał mielnika, nie mógł być djabłem, bo dobry gospodarz z własnego domu nikogo nie wykrada. I gdy to i owo w swojej głowie rozbierać począł, uczuł nagle w sercu jakieś dziwne natchnienie, które wyraźnie mówiło mu do prawego ucha: «Wstań, Paliwodo, i weź kij dobry, a reszta stanie się według tego, co komu z góry jest przeznaczone.»
I posłuszny temu natchnieniu, wstał Paliwoda, a wziąwszy do ręki kij sękaty, pokropił go wodą święconą i wyszedł z izby.
Długi czas chodził Paliwoda po wsi, nie zdybawszy ani żywego ducha, ani stróża nocnego; chodził od młyna do browaru i od browaru do młyna, odmawiając w duchu modlitwę do N. Panny Matki Częstochowskiej, aż w tem nagle