— Dostaje.
— Czy ojciec kowala ma ten grunt do swego użytku?
— Ma.
— Czy ksiądz proboszcz dostaje należycie co roku za odczytanie mszy świętych?
— Dostaje.
— Może jaki ubogi odszedł z tego domu bez zapomożenia?
— Nie przypominam sobie.
— Więc cóżby to było?
— To sen był, kochany dziaduniu, i nic więcej.
— A sen, prawda sen — odpowiedział staruszek — ale przecież —
I zamilkł nagle, patrząc na portret kobiety w ubraniu zakonnem, który wisiał tuż przed nim na ścianie. Po chwili ozwał się, jakby do własnych myśli mówił:
— Tak jest, to ona była. Ta sama twarz smutna, surowa... Patrz, Zuzienko, jaka pogoda, jaka pobożność w jej twarzy. Nieboszczka starościna była bardzo bogobojną kobietą. Pamiętam ją dobrze, ale była już wtedy starą, bardzo starą. W młodości swojej utraciła męża, ale drugi raz za mąż nie poszła. Zaraz po pogrzebie męża przywdziała ten strój, a wychowując swoje dziatki, oddaliła się od świata. Bo musisz wiedzieć kochane dziecię moje, że nasze matrony miały — dawniej ten zwyczaj chwalebny, że po śmierci mężów poświęcając się pobożności i obowiązkom macierzyńskim, brały na siebie strój zakonny, chociaż zakonnicami nie były. Świat już nie miał dla nich żadnego powabu, gdy ich całe kochanie w grobie legło. Dzisiaj nie ma już tych cnót na świecie. Dzisiaj miłość jest to jak suknia. Gdy się jedna zedrze i zużyje, to bierzemy inną, nową. Nasze prababki miały tylko jednę, i tę brały do grobu.
Młoda kobieta westchnęła.
— A jacy to mężowie byli! — mówił dalej staruszek — piękna kresa na czole dodawała uroku — a dzisiaj zgrabne maniery, służba galonowa, tytuł nieswojski, wyżebrany w antykamerze obcego potentata, pieniądz, marny pieniądz!...
— Przecież, kochany dziaduniu — wtrąciła Zuzia — z tego wszystkiego, com dotąd o kobietach w dawnych naszych czasach słyszała, okazuje się, że kobietę bardzo nizko stawiano, że nie zawsze miano względy na skłonności jej serca.
— To wszystko prawda — poderwał staruszek — i jeszcze więcej ci powiem. Nieraz skojarzono małżeństwo, aby spór graniczny zakończyć, lub wywiązać się z zaciągnionego długu, ale myślisz, moje dziecię, że to złe miało skutki?
Strona:Zacharjasiewicz - Na kresach.djvu/231
Ta strona została przepisana.