— A cóż to wy, Marku, dzisiaj stróżem nocnym? Taki bogaty gospodarz wstydziłby się...
— Cóż robić, ot człowiek spać nie może... A nie ma tam jakiego nowego patentu, panie Link?
Link, włóczący się pisarz pokątny i ajent różnych kupców, zrobił minę urzędową, przeliczył coś na palcach, a wychyliwszy z kieliszka ostatek wódki, odpowiedział:
— Ostatni patent był o nowym podatku, a teraz jest w robocie o lasach pańskich, które między chłopów podzielone będą.
— A to łże, aż się kurzy — poderwał mieszczanin.
— Luter psia wiara — szepnął Paliwoda, gdy Link do szynkarki się obrócił.
Korzystając z tego mieszczanin, rzekł Paliwodzie do ucha:
— Ty coś Linka masz na wątróbce!
— Ano! — mruknął Paliwoda.
— Pijże z nim i upij go dobrze.
— A to na co, alboż nie podołam?
— Głupiś, burmistrz z Dąbczyna sam ci powie, że po trzeźwemu w pysk dać, to gorzej, jak pijanemu kość złamać: rozumiesz?
Paliwoda uśmiechnął się na znak, że mieszczanina dobrze zrozumiał; kazał postawić na stole flaszę wódki i rzekł:
— No, panie Link, napijemy się wódeczki, bo już dawno nie byliście w Radziejewie.
Ajent otarł gębę, połknął ślinę i z słodkim uśmiechem posunął do flaszy, jak do dawnej swojej przyjaciółki. Rozmowa szła zwykłym trybem, jak się to dzieje, jeźli nikomu o nią nie chodzi. Ajent wypytywał się o niektóre szczegóły wsi, mówił o restauracji szpitalu i napomknął coś o młodym lekarzu, który dzisiaj był w Radziejewie. Paliwoda opowiedział mu, co zaszło, a czyniąc zadość ciekawości ajenta, musiał mu każde słowo powtórzyć, które młody lekarz do gromady był powiedział. Jakoś szczególnie upodobał sobie Link tego człowieka, i mieszczanina to uderzyło, bo kilka razy Paliwodę nogą trącił. Wreszcie opowiedział Paliwoda całe zdarzenie z mielnikiem, a gdy mówił o wielkiem młyńskiem kole, które mu rękę zgruchotało i całe krwią zlane zafarbowało wodę na rzece... ajent pobladł mimowolnie i tak jakoś stał się niespokojny, tak się wierciał na swojem miejscu, jakoby gdzieś z pod stołu chwytało go za nogę wielkie koło młyńskie, aż mieszczanowi żal się zrobiło. Nalawszy nową kolej, rzekł do niego:
— Pij, mości Linku, i nie lękaj się koła. Śmierć kołem już skasowana, tylko hak został. W koło już cię nie wplotą; pij Linku, pij!
Strona:Zacharjasiewicz - Na kresach.djvu/24
Ta strona została skorygowana.