na drugą stronę przejechał. Tylko pod ognistemi kopytami konia woda nieco syczała. Potem nie zapomniał dodać, że to wszystko dzieje się z rozkazu Boga, który mści się za biednego mieszczanina, i że ten czarny jeździec zapewnie burmistrza z Dąbczyna z sobą do piekła weźmie. A wszystko te mówił Mietlica w najświętszem przekonaniu, że mówi prawdę, bo w zapale opowiadania sam w końcu w swoją powieść uwierzył.
Zebrawszy więc tę powieść z różnemi warjantami, wrócił major do izdebki, gdzie nań niecierpliwie czekano, a gdy o czarnym jeźdzcu na czarnym koniu mówić zaczął, nachyliła się szybko Zuzanna do swojej robótki i ułożoną według barwy włóczkę przez niezręczność pomięszała. Jej ręce zadrżały, na twarzy znacznie zbladła. Ale wkrótce uspokoiła się, a układając napowrót włóczkę w różne odcienia barw, rzekła z pogodą na twarzy:
— Stary Jakób ciągle miewa teraz przywidzenia. Od czasu jak zegarmistrza Wojnę, z którym był w ścisłej przyjaźni, do więzienia wsadzono, stracił biedny rozum i widzi rzeczy, o których innym ani się śni. Dobrze byś zrobił, kochany Tadeuszu, abyś mu zakazał pleść czeladzi podobne androny, bo ztąd powstają tylko baśnie i zabobony.
Majorowa mówiła to z nadzwyczajnym spokojem, układając z największą skrupulatnością odcienia włóczki. Stary Dębicz był tego samego zdania co i Zuzanna, a ksiądz Maciej obiecał w następującej niedzieli powiedzieć kazanie w tej materji i staremu gadule dobrze za to rogów przytrzeć. Major zaś prosił za Mietlicą, który nie czynił tego w złej chęci, tylko snać mu się coś przywidziało.
I tak zakończono dzisiaj pogadankę serdecznem uściśnieniem, a ksiądz Maciej z taką pokorą się żegnał, jakby największym był winowajcą. Idąc do plebanji wzdłuż grobli ponad stawem, łajał siebie głośno za swoje głupstwo, które był popełnił, poszedłszy za jakiemś fałszywem natchnieniem.
A mając jeszcze przed oczami obraz szczęścia, który przed chwilą widział w domku Dębicza, nie spostrzegł wcale, że ten sam czarny jeździec, o którym opowiadał Mietlica, tuż przed nim groblę i fosę jednym skokiem przesadził i gdzieś w stawie jak kamień utonął.